Dlaczego syn ubogiego kowala i handlarki drobiu urodzony w Kowlu, małym miasteczku na Wołyniu, w żydowskiej rodzinie o chasydzkim rodowodzie, Mosze Waks vel Michał Waszyński znalazł się na naszych stronach?
Otóż przedziwne koleje losu, w znacznym stopniu przez niego wykreowane, doprowadziły go do Włoch, do pałacu w Rzymie i rzymskiej arystokracji, do wielkich gwiazd włoskiego kina takich jak Sophia Loren, Claudia Cardinale czy Gina Lollobrigida i ostatecznie do grobowca zamożnej włoskiej rodziny na rzymskim cmentarzu, gdzie został pochowany z wielkimi honorami godnymi księcia, za jakiego się podawał i katolika. W skomplikowanych i niezwykłych losach Waszyńskiego odbijają się kultury polska, żydowska, włoska, Hollywood i Hiszpania generała Franco i przez to zanurzenie w kilku kulturach naraz Waszyński stał się prawdziwym obywatelem świata, potrafił się wszędzie odnaleźć.
Znany tylko historykom kina i to wybiórczo, niesłusznie zapomniany, został przywrócony, a właściwie odkryty dla szerszej widowni dzięki znakomitemu dokumentowi Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego „Książę i dybuk” z 2017 r. polecanemu na Italomanii przez Janusza, naszego znawcę kina. Autorzy w ciągu trzech lat wykonali gigantyczną pracę przekopując archiwa i docierając w różnych zakątkach świata do ludzi, którzy znali Waszyńskiego.
Kim był „Il Principe Polacco” (Polski Książę)? Cudownym dzieckiem kina, przebiegłym oszustem, czy może człowiekiem, który nieustannie mylił filmową iluzję z rzeczywistością? Nikt tak naprawdę nie zna do końca odpowiedzi…
Michał Waszyński (1904-1965) określany demiurgiem przedwojennego kina, dzisiaj byłby okrzyknięty mistrzem PR‑u. Biografia Michała Waszyńskiego jest tak niewiarygodnie barwna, że mogłaby posłużyć za scenariusz kilku filmów. Przez tych, którzy go znali wspominany jest generalnie jako ktoś bardzo hojny, pomocny, bardzo elegancki, niezwykle kulturalny z wrodzoną książęcą klasą, ale też z poczuciem humoru i dużym urokiem osobistym. Podobno robił piorunujące wrażenie, miał niebywałą intuicję i mnóstwo szczęścia. Opowiadano jak niesamowite było to, że gdy się pojawiał w gronie nowych ludzi, miało się wrażenie, że zna ich od dzieciństwa.
Opowieść o Waszyńskim „Książę i dybuk” zdobyła wiele nagród m.in. Polską Nagrodę Filmową Orzeł i nagrodę na festiwalu w Wenecji w sekcji Venice Classics – Best Documentary on Cinema. Jeśli ktoś oglądał genialny, stylizowany na dokument film Woody Allena „Zelig” (1983) o człowieku kameleonie Leonardzie Zeligu, dostosowującym swój wygląd i osobowość do okoliczności, to musi dojść do wniosku, że główny bohater naszego materiału to alter ego Zeliga, z tym że Waszyński nie zlewał się do końca z otoczeniem, on przeważnie ponad nie wystawał, był na wierzchołku.
„Książę i dybuk” to podróż śladami jednego z najbardziej fascynujących polskich filmowców, bardzo trudna podróż, ponieważ Waszyński wiele energii włożył w to, żeby zatrzeć wszelkie ślady po sobie. Autorzy dokumentu mieli poczucie, że on towarzyszył im cały czas w ich pracy i stopniowo nabierał zaufania dopuszczając do swoich tajemnic. Kiedy ostatnie kadry filmu zostały zmontowane, Elwira Niewiera rozpłakała się i wtedy zrodził się pomysł, żeby na końcu umieścić planszę z napisem „Pamięci Michała Waszyńskiego”.
Bohater filmu to niezwykła postać i niezwykła historia życia – rozchwytywany i najbardziej płodny reżyser przedwojennej Warszawy, a po wojnie wpływowa postać światowej kinematografii, odkrywca gwiazd, czarodziej budżetów i powiernik reżyserów. Jako producent hollywoodzkich przebojów odkrył Aundrey Hepburn i Sophię Loren, z którą się przyjaźnił. Niejednokrotnie powtarzał, że 17-letnią Sophię Scicolonę, późniejszą boską Sophię Loren wyłowił spośród tłumu statystek przy produkcji „Quo Vadis”, bo dostrzegł w niej potencjał na gwiazdę.
Jego artystyczne skłonności dały się zauważyć już w szkole i szły w parze z brakiem życiowej pokory. Rodzice patrzyli na to przez palce i zachęcali syna do czytania gazet i powieści. Marzeniem młodego Mosze wrażliwego i ciekawego świata, stał się teatr, który poznawał z tych lektur, ponieważ jego późniejszej pasji tj. filmu nigdy dotąd nie widział na oczy. W 1918 r. wyrzucono go z jesziwy, żydowskiej szkoły dla chłopców w Kowlu, bo jak opowiadał, zadał pytanie o istnienie diabłów, za co został spoliczkowany przez nauczyciela. Właśnie w Kowlu w sztetlu, w wieku kilkunastu lat odkrył swoją tożsamość homoseksualną zakochując się w swoim rówieśniku i bardzo szybko rozumiejąc, że w tej społeczności nie ma miejsca dla kogoś takiego jak on i że skazany będzie na wykluczenie.
Jako 16-latek dołączył do wędrownej trupy teatralnej i od tej pory na stałe związał się ze środowiskiem, w którym odgrywanie ról, nakładanie makijażu i udawanie kogoś innego to codzienność i norma. W 1919 r. opuścił Kowel i zanim dotarł do Warszawy, ukończył w Kijowie sławne studio dramatyczne znakomitej aktorki i świetnego pedagoga Stanisławy Wysockiej.
W Warszawie zadebiutował jako aktor w filmie „Zazdrość” (1922) Wiktora Biegańskiego stając się szybko jego powiernikiem, kucharzem, gońcem i za jego radą zmienił imię i nazwisko na polsko brzmiące Michał Waszyński. Później wyjechał do Berlina, a kiedy wrócił, utrzymywał, że pracował jako asystent Friedricha Wilhelma Murnaua słynnego niemieckiego reżysera, autora “Nosferatu – symfonia grozy”. To z pozoru niewinne kłamstewko bardzo mu pomogło z nikomu nieznanego debiutanta stać się znaczącą osobą w polskiej branży filmowej.
Biegańskiemu zawdzięczał poznanie Aleksandra Hertza, właściciela najważniejszej w międzywojennej Polsce wytwórni filmowej „Sfinks”, dzięki czemu asystował na planie u największych reżyserów polskiego kina tamtego okresu: Ryszarda Ordyńskiego, Józefa Lejtesa i Henryka Szaro.
Jego debiutem reżyserskim był niemy obraz „Pod banderą miłości” (1929), a potem kręcił film za filmem, szybko (2-3 tygodnie!) i tanio. Realizował po cztery, pięć, a czasami nawet siedem filmów rocznie, dosyć nierównych, często ganionych przez krytykę, ale zawsze uwielbianych przez publiczność i przynoszących dochody. W większości były to komedie, ale kręcił też ambitniejsze dramaty stając się coraz sprawniejszym reżyserem.
W okresie międzywojennym wyreżyserował w ciągu dekady 40 filmów fabularnych, bardzo w Polsce popularnych m.in. „Antek Policmajster” (adaptacja „Rewizora” Gogola z genialną rolą Adolfa Dymszy), „Papa się żeni”, „Dodek na froncie”, „Jego ekscelencja subiekt”, „Pieśniarz Warszawy”, „Jaśnie pan szofer”, „Prokurator Alicja Horn”, „Niebezpieczny romans”, „Bohaterowie Sybiru”, „Znachor”, „Profesor Wilczur”, „Dybuk”. Melodramat „Kult ciała” z 1930 r., którego scenariusz współtworzył poeta Anatol Stern, wyświetlany za granicą pod tytułem „Rapsodia miłości”, zdobył złoty metal na Festiwalu Filmowym w Nicei będącym prekursorem festiwalu w Cannes.
Jego filmy wylansowały mnóstwo wspaniałych przebojów znanych i śpiewanych do dziś, których autorami były takie legendy jak Jerzy Jurandot i Henryk Wars – „Odrobinę szczęścia w miłości”, „Już taki jestem zimny drań”, „Gdybym ja miał cztery nogi”, „Tyle miłości znajdziesz w sercu mem”, „Co bez miłości wart jest świat”.
W filmach realizowanych przez Waszyńskiego chętnie grały największe gwiazdy ówczesnego kina polskiego m. in. Jadwiga Smosarska, Eugeniusz Bodo, Adolf Dymsza, Mieczysława Ćwiklińska, Jadwiga Andrzejewska, Tola Mankiewiczówna, Zula Pogorzelska, Kazimierz Krukowski, Kazimierz Junosza-Stępowski. Aktorzy uwielbiali u niego pracować, bardzo go cenili i jeszcze długo po wojnie wspominali z szacunkiem i pewnym rozrzewnieniem i nie mówili o nim inaczej jak Misza.
W 1931 r. wspólnie z Eugeniuszem Bodo i Adamem Brodziszem założył wytwórnię filmową B.W.B. (skrót od nazwisk właścicieli), w której powstały takie tytuły jak „Bezimienni bohaterowie” czy „Głos pustyni” (oba w roku 1932).
„Głos pustyni” – dramat i romans, kręcono z rozmachem i za wielkie pieniądze. Ekipa wyjechała do Algierii, gdzie powstała polska odpowiedź na amerykańskiego „Syna szejka” (1926) z Rudolfem Valentino, a scenariusz napisał Eugeniusz Bodo na podstawie powieści dziennikarza, podróżnika i ekscentryka Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego „Sokół pustyni”. W rolę szejka Abdullacha wcielił się Bodo, a jego żonę zagrała femme fatale polskiego kina Nora Ney (Sonia Nejman). Cała ekipa czuła się wtedy niczym królowie życia. Sukcesy jego filmów szły w parze z sukcesami finansowymi i na początku lat 30. reżyser przeprowadził się z biednego Muranowa, dzielnicy żydowskiej, do willi na Saskiej Kępie.
Otaczał się gwiazdami filmowymi, artystami i chętnie bywał na bankietach i balach organizowanych przez środowisko artystyczne Warszawy.
Jego ostatnim zrealizowanym w Polsce filmem był dramat pod symbolicznym tytułem „U kresu drogi” (1939) z Kazimierzem Junosza-Stępowskim w jego ostatniej roli. Film o treści również symbolicznej dla Waszyńskiego, ponieważ bohater filmu pozoruje własną śmierć i opuszcza rodzinę, by po latach wrócić…
Stanisław Janicki, wytrawny znawca polskiego kina przedwojennego opracował, w ramach cyklu „W Iluzjonie”, trzy bardzo ciekawe programy poświęcone Michałowi Waszyńskiemu pod znamiennymi tytułami:
Michał Waszyński – Reżyser uniwersalny (część 1)
Michał Waszyński – U szczytu sławy (część 2)
Michał Waszyński – Finał godny Szekspira (część 3)
Programy zawierają wiele scen z przedwojennych filmów i opowieści Stanisława Janickiego o Michale Waszyńskim. W części pierwszej Janicki mówi m. in. o filmie „Znachor”, który był niewątpliwie największym przebojem i który mógł uchodzić za przykład popularnego, lecz ambitnego polskiego filmu przedwojennego. Przytacza ciekawą historię powstania filmu.
Tadeusz Dołęga-Mostowicz, znany pisarz, autor tekstu literackiego powiedział:
Scenariusz napisałem na zamówienie jednej z warszawskich wytwórni. Zapewniam, że mam wiele krytycyzmu w stosunku do moich utworów, ale w tym przypadku wiedziałem, że scenariusz jest naprawdę dobry, że temat jest ciekawy i arcy filmowy, aż drgający od napięcia dramaturgicznego. Właściciele wytwórni mieli swego eksperta w osobie pewnego reżysera filmowego, a ten z godną podziwu „inteligencją” i rozbrajającym „wyczuciem artyzmu” orzekł, że „Znachor” nie nadaje się do filmowania, bo nie ma w nim dramatu. Usłyszawszy to nie wiedziałem, czy mam się śmiać czy płakać nad losem polskiego filmu, którego dramatem są tego rodzaju znawcy. W rok później, gdy zacząłem druk „Znachora”, zaraz po kilku odcinkach zwróciły się do mnie trzy czy cztery wytwórnie o prawo filmowania tej powieści. Jak to się mówi – no comment.
Janicki zapowiadając w drugiej części szampańską komedię „Co mój mąż robi w nocy” (1934) z wątkiem słonecznej Italii, powiedział: Waszyński tak rozumiał swoją rolę, żeby nie powiedzieć misję twórczą, cytuję mistrza:
Moją dewizą jest nie wychowywać, lecz dawać rozrywkę. Ważne jest przede wszystkim powodzenie filmu u szerokiej publiczności.
W momencie wybuchu wojny Waszyński kręcił we Lwowie trzecią część komediowego tryptyku o lwowskich batiarach Szczepku i Tońku. Jak podkreślał Stanisław Janicki, Waszyńskiemu zawdzięczamy unikatowe i jedyne utrwalenie na ekranie niepowtarzalnego i wzruszającego folkloru lwowskiego w filmach „Będzie lepiej” (1936) i „Włóczęgi” (1939), w których błyszczały, królowały i bawiły łyczakowskie batiary Szczepko i Tońko.
Waszyński został zesłany przez władze radzieckie na Syberię i to uratowało mu życie. Gdyby pozostał we Lwowie po inwazji Niemiec na ZSRR, jego żydowskie pochodzenie i orientacja seksualna mogłyby oznaczać pewną śmierć. Właśnie w tym okresie po raz pierwszy zaczął mówić o sobie, że jest arystokratą, zwracając uwagę bolszewikom z kim mają do czynienia. W wojskowych dokumentach, w rubryce religia zakreślił „rzymskokatolicka”, chociaż prawdopodobnie nigdy nie został ochrzczony.
Z rąk nazistów zginęli jego rodzice i rodzeństwo i tylko nielicznym dalszym krewnym udało się uciec przed zagładą. Dziś większość potomków Waksów mieszka w Izraelu. W filmie „Książę i dybuk” wypowiadają znamienne słowa: „Zhańbił rodzinę, bo przeszedł na katolicyzm” – jeśli Żyd porzuca judaizm, to cała społeczność żydowska uważa go za zmarłego; dlatego rodzina nie utrzymywała z nim żadnych kontaktów.
W roku 1941 razem z wieloma artystami teatru i filmu wstąpił do Armii Polskiej gen. Andersa, z którą przeszedł cały szlak bojowy – Iran, Egipt, Palestyna i Włochy, uzyskując funkcję szefa Referatu Filmowego i dokumentując wszystkie wydarzenia, a zwłaszcza udział polskich oddziałów w walkach o Monte Cassino, co okazało się jego największym, bezsprzecznym sukcesem z tamtego okresu.
Podczas wojny zrealizował też dokument „Dzieci” (1943) uznawany za jego testament, ponieważ tylko w nim odnosi się do swojego rodzinnego miasta Kowla i swojej prawdziwej, a nie wymyślonej tożsamości. Waszyński nie zrobił tego w żadnym innym filmie ani w żadnej dyskusji. Film przedstawia postać żołnierza, który co tydzień wysyła list do matki pozostałej w Kowlu, relacjonując jej bieżące wydarzenia. To były ostatnie słowa pożegnania człowieka, który nigdy nie miał powrócić do Polski.
W trzeciej części materiału o Waszyńskim nagranym przez Stanisława Janickiego pokazywane są fragmenty dokumentów wojennych, które zyskały duże uznanie tj. „Od pobudki do capstrzyku” (1942) o jednym dniu polskich żołnierzy i „M.P. Adama i Ewy” (1944) o losach grupy cywilnych ochotników szkolonych na żołnierzy w armii generała Andersa na wschodzie. Janicki mówi, że wszystkie reportaże wykorzystane w filmach Waszyńskiego mają wartość dokumentalną i historyczną nie do przecenienia, ale czasami rażą nieporadną inscenizacją i nazbyt propagandowym nastawieniem, ponieważ ich autor był oddanym admiratorem generała Andersa i dawał temu wyraz w trochę zbyt widoczny sposób.
Własne dokumentalne nagrania z okresu wojny, w tym z bitwy pod Monte Cassino, Waszyński wplótł w pierwszym i ostatnim polskim filmie fabularnym zrealizowanym po wojnie, epickim dziele „Wielka Droga” (1946), w którym pojawiła się żona generała, Irena Anders. W filmie tym zabrzmiała piosenka „Czerwone maki na Monte Cassino”. Film przedstawia losy pary narzeczonych rozłączonych wojną: od oblężenia Lwowa w 1939 roku do formowania armii Andersa w ZSRR, poprzez tułaczkę w Iranie, Iraku, Palestynie i Egipcie aż po kampanię włoską.
Waszyński był w oddziale Armii, który w 1944 r. wyzwalał Recanati we Włoszech i tam poznał i zaprzyjaźnił się ze starszą bogatą wdową po hrabim, która stała się jego protektorką i wprowadziła w kręgi rzymskiej arystokracji. To zdecydowało o przeniesieniu się Waszyńskiego na stałe do Włoch. Wbrew podawanym w wielu źródłach informacjom Waszyński nie ożenił się z Marią Dolores Tarantini. Twórcy filmu „Książę i dybuk” dotarli do źródeł w Recanati, których nie odkrył nawet jego francuski biograf Samuel Blumenfeld, autor książki „Człowiek, który chciał być księciem. Michał Waszyński – życie barwniejsze niż film” (z 2008 r.).
Maria Dolores Carancini, bo tak się nazywała ta wiekowa hrabina, nie była żoną Waszyńskiego, była jego mecenasem, kimś, kto go wsparł zaraz po wojnie. Waszyński mieszkał u niej i opiekował się nią. Hrabina po roku zmarła zostawiając swojemu protegowanemu fortunę, w tym willę pod Anconą i pałac w Rzymie, a także cenną kolekcję sztuki, co stworzyło doskonałe tło do odgrywania roli potomka polskiej rodziny królewskiej, któremu hitlerowcy odebrali i zniszczyli podwarszawski pałac… Nikomu spośród jego włoskich, hiszpańskich czy amerykańskich przyjaciół do głowy nie przyszło, by weryfikować te rewelacje. Tym bardziej, że Waszyński nosił się i zachowywał jak przystało na prawdziwego arystokratę i był dla nich wzorem do naśladowania pod względem elegancji i dobrych manier. Jeździł stylowym Rolls-Roycem z szoferem i herbem rodowym na drzwiach, otaczał złotem i jedwabiami, a wśród przechowywanych dokumentów posiadał certyfikat przesłany mu przez zakon św. Jerzego z Antiochii, w którym figuruje jako „arystokrata, książę Waszyński”. Autorzy dokumentu dotarli do włoskiej organizacji, która nadaje tytuły arystokratyczne tym rodom, które potrafią 200 lat wstecz udowodnić swoje arystokratyczne pochodzenie i Waszyńskiemu udało się sfabrykować swoje 200-letnie drzewo genealogiczne! Chociaż w kręgach w jakich się obracał mówił o swoim polskim pochodzeniu i potrafił zasłuchać się w muzykę Chopina i płakać, to nie chciał mieć żadnych kontaktów z włoską Polonią, nawet z polską arystokracją w Rzymie. Wszyscy ludzie, którzy go poznali po wojnie nie mieli zielonego pojęcia, że był reżyserem i to tak ważnym reżyserem. Pewnie wychodził z założenia, że arystokrata nie rymuje się z reżyserem. On tworzył swoją nową tożsamość księcia Waszyńskiego i wiedział, że kręgi polonijne mogłyby zdekonspirować tę jego maskaradę, dlatego otaczał się zupełnie nowymi ludźmi i obracał głównie w środowisku filmowym i arystokratycznym. Trzeba w tym wszystkim zaznaczyć, że sam żyjąc w luksusie, pieniędzmi umiał się dzielić, zawsze miał szeroki gest i potrafił pomagać innym np. na kilka lat zaadoptował córkę aktorki Jadwigi Andrzejewskiej.
Waszyński był wytwornym dandysem i jawnym homoseksualistą, ale tylko w kręgach arystokratycznych, w jakich się obracał, ponieważ wśród elit traktowane to było jako jedna z licznych i typowych dla przedstawiciela wyższych sfer ekstrawagancji, tym bardziej, że podawał się za księcia. Poza tymi kręgami homoseksualizm w latach powojennych był raczej potępiany. W tamtej epoce, aż do lat 60., jeśli się było na świeczniku, można było sobie pozwolić na więcej. Dostawało się taryfę ulgową i Waszyński konsekwentnie budował sobie taką pozycję. Podobno miał cały arsenał środków wyrazu. Bardzo starannie planował swój ubiór, kontrolował sposób, w jaki wchodził do pomieszczenia i rozmawiał z ludźmi. To wszystko było wystudiowane, bardzo świadome i przemyślane. Są dwa sposoby interpretacji jego fenomenu – albo rzeczywiście nieustannie grał, albo w pewnym momencie sam uwierzył we własną mistyfikację i myślał, że naprawdę jest polskim księciem. Na końcu chyba się z tą rolą w pełni zidentyfikował i do tej drugiej wersji skłaniają się autorzy dokumentu o Waszyńskim.
Wielokrotnie powtarzał swoje życiowe motto, a za nim powtarzali to ludzie, którzy go znali:
Zostawcie przeszłość za sobą, ona się nie liczy. Ważne jest tylko to, co przed nami. Żeby mieć cel i żeby iść do przodu.
We Włoszech nakręcił jako reżyser dwa filmy: „Lo sconosciuto di San Marino” (1946) z Anną Magnani i Vittorio De Sicą. Film opowiada o człowieku, który stracił pamięć, nie wie skąd jest i jak się nazywa i nie chce nic wiedzieć, woli myśleć, że dopiero się urodził. To nie mógł być przypadkowy wątek, bo Waszyński też postanowił „stracić pamięć” i po doświadczeniu wojny, zniszczeniu Polski, informacjach o Zagładzie, a szczególnie wieściach o śmierci jego rodziny w Kowlu, postanowił stać się nowym człowiekiem. Film, mimo zaangażowania gwiazd, nie odniósł sukcesu na miarę ambicji twórcy. Podobnie było z dramatem „Fiamme sul mare” (1947).
W powojennych Włoszech rodził się właśnie neorealizm i kino przeżywało jeden z najbardziej twórczych okresów w historii. Na scenę mieli za chwilę wkroczyć Antonioni i Fellini i Waszyński czuł, że nie uda mu się w takich warunkach przebić jako reżyser. Zakończył więc ten etap kariery i postanowił skupić się na czymś, co przynosiło bez porównania większe pieniądze, większy prestiż i miało zasięg globalny. Zaczął zajmować się produkcją filmową wprawiając w ruch wielką machinę realizowania produkcji kostiumowych. Marzył o odpowiedniku Hollywood w Europie i dopiął swego.
Jako Michele Waszynski, Michael, Mike, Misza, jak był nazywany, brał udział w realizacji kilku amerykańskich superprodukcji kręconych we Włoszech i w Hiszpanii, a wśród nich takich hitów jak: „Quo Vadis” (1951) w reż. Mervyn LeRoya z Deborah Kerr, Robertem Taylorem i Peterem Ustinovem, w którym do roli Ligii promował Audrey Hepburn, ale bez skutku. Kiedy otrzymał posadę kierownika artystycznego w słynnej komedii romantycznej „Rzymskie wakacje” (1953) Williama Wylera, polecił do głównej roli Audrey Hepburn, tym razem skutecznie, która po filmie zdobyła status gwiazdy. Realizował również amerykańsko-włoski dramat „Bosonoga contessa” (1954) w reż Josepha L. Mankiewicza z Avą Gardner i Humphreyem Bogartem.
Produkcji filmowej sprzyjały okoliczności, ponieważ Plan Marshalla przewidywał 200 mln dolarów na zakup amerykańskich filmów, a Rzym miał się stać pomocniczą wytwórnią Hollywood. Potentaci amerykańskiego przemysłu filmowego szybko zrozumieli, że produkowanie wielkich widowisk kostiumowych jest dużo bardziej ekonomiczne we Włoszech niż w Kalifornii.
Pośrednikiem między Hollywood a Cinecittà został Michał Waszyński i ten charyzmatyczny fantasta był jednym z filarów przemysłu filmowego.
Żaden Amerykanin nie mógł przemknąć się przez rzymską stolicę, nie płacąc haraczu Waszyńskiemu. (…) W 1947 r. przybywa do Rzymu Orson Welles. Jest zafascynowany Miszą, z wzajemnością. Waszyński wydatnie pomaga zdobyć Wellesowi fundusze na nakręcenie jego kultowej wersji „Otella”. To on, już jako oficjalny asystent, wpadnie na pomysł, żeby zdjęcia kręcić w Essaouira w Maroku, dziś miejscu kultu dla tych, którzy podążają śladami Wellesa. To Misza, kiedy nie dotarły kostiumy, wpadł na pomysł sceny w łaźni mauretańskiej, a później na koncepcję improwizowania setek zbroi z puszek po sardynkach łączonych za pomocą gwoździ. Dla „księcia”, który przeżył dwa lata łagru nie było niemożliwych rozwiązań.
Samuel Blumenfeld „Człowiek, który chciał być księciem”
W 1955 r. jego bliski przyjaciel Joseph L. Mankiewicz poprosił go, żeby zajął się castingiem do „Aleksandra Wielkiego”, którego zdjęcia zaplanowano w Hiszpanii. Tam poznał urodzonego w Besarabii (obecna Mołdawia) potentata w branży producenckiej Samuela Bronstona (Szlomo Bronstein), prywatnie siostrzeńca Lwa Trockiego, który miał już za sobą kilka produkcji filmowych dla Columbia Pictures, a później własnej firmy Samuel Bronston Production. Obydwu marzyło się stworzenie wielkiego imperium filmowego, co za rządów reżimu Generała Franco nie było takie proste. Waszyński został producentem wykonawczym i w poszukiwaniu poparcia dla realizacji filmów dotarł m. in. do Gabriela Ariasa Salgado, ministra informacji i turystyki, człowieka, który mówił o sobie, że żyje po to, by ratować duszę ludu. Minister zachwycił się Waszyńskim – katolickim księciem z koneksjami w Watykanie, kolekcjonerem sztuki kościelnej wypędzonym z kraju przez komunistów. Wspólnicy Bronston i Waszyński w zależności od potrzeby, grali kartą dobrego katolika lub prześladowanego Żyda. Ci, którzy znali Waszyńskiego twierdzą, że pozostawał w dobrej komitywie z faszystowskim dyktatorem Hiszpanii generałem Franco.
Na pierwszy ogień wspólnej działalności filmowców, z wielkim rozmachem poszła produkcja amerykańskiego biblijnego dramatu biograficznego ”Król królów” (1961) w reż. Nicolasa Raya. Team Bronston–Waszyński zdobył to, czego do tej pory nie miał żaden film o życiu Chrystusa: imprimatur na scenariusz od Watykanu. W 1960 r. poprosili o audiencję u papieża Jana XXIII i dostali błogosławieństwo. Scenariusz odpowiadał światopoglądowi nowego papieża, który bardzo chciał skończyć z wizją narodu żydowskiego jako morderców Chrystusa. W czasie prywatnej audiencji papież prosił Waszyńskiego o pieczę nad scenariuszem tak, ażeby ten masowy przekaz mógł stać się podporą przyszłego soboru powszechnego.
W 1964 r. Bronston i Waszyński zrealizowali „Upadek Cesarstwa Rzymskiego” w reż. Anthony’ego Manna z Sophią Loren i Christopherem Plummerem. Warto kilka słów poświęcić temu filmowi, ponieważ była to wówczas najdroższa produkcja w historii kina. Pod Madrytem w Las Rozas zbudowany został ogromny plan filmowy, który wiernie odtwarzał starożytny Rzym z Forum Romanum, co do dzisiaj robi wrażenie podczas oglądania filmu. Niestety film, chociaż nagradzany i dobrze przyjęty przez krytyków, nie odniósł sukcesu finansowego. Trochę wcześniej powstało imponujące chińskie Zakazane Miasto jako scenografia do filmu „55 dni w Pekinie” (1963) w reż. Nicolasa Raya, Andrew Martona i Guy Greena z Avą Gardner, Charltonem Hestonem i Davidem Nivenem.
Z czasem okazało się, że wielka firma producencka to kolos na glinianych nogach z widmem bankructwa na horyzoncie, do czego przyczyniły się przeinwestowane ogromne produkcje i przeprowadzane przez Waszyńskiego operacje finansowe. Wyszło również na jaw, że wszystkie dzieła sztuki, jakie kupował dla Samuela Bronstona, były tanimi podróbkami. Polak, którego życiowe szczęście nie opuszczało, nie poniósł jednak za to żadnej kary.
Jak mówią twórcy filmu o Waszyńskim, Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski – po raz pierwszy usłyszeli o nim ze wspomnianej książki francuskiego dziennikarza Samuela Blumenfelda „Człowiek, który chciał być księciem. Michał Waszyński – życie barwniejsze niż film”. Dzięki autorowi los Waszyńskiego został złożony z wielu pojedynczych puzzli w całość, ale oni poszli jeszcze dalej. Sam Waszyński dzielił się tylko kawałeczkami swojego życiorysu i trzymał ludzi na bezpieczny dystans, żeby nie zakłócać swojej kreacji. Mamy do czynienia z człowiekiem, który wyrzekł się samego siebie, bo nie był w stanie unieść ciężaru swojej historii jako Żyd i gej w epoce totalitaryzmu.
To jest historia, w której prawda, fikcja i legendy bardzo się ze sobą mieszają i chociaż Waszyński tylko raz wystąpił przed kamerą, to był wyjątkowym aktorem w teatrze życia i własne życie zamienił w nieprawdopodobny filmowy scenariusz ubarwiając go regularnie opowieściami, których nikt nie weryfikował jak np. twierdzeniem, że w latach 1923–1925 był rzekomo asystentem reżysera teatru Jewgienija Wachtangowa, czy później, że był więźniem Auschwitz.
Autorom dokumentu udało się dotrzeć do imponującej liczby osób związanych z Waszyńskim. Mamy więc przedstawicieli rodziny Dickmannów, w grobowcu której został pochowany, aktorów grających w jego filmach, asystentów z planu filmowego, krewnych z Izraela czy żołnierzy z armii Andersa. Dokument był kręcony w Kowlu, Rzymie, Recanati, Tel Awiwie, Los Angeles oraz okolicach Madrytu.
Bogata rzymska rodzina Dickmannów, która była przybraną rodziną Waszyńskiego, wypowiada się o nim w filmie „Książę i dybuk” w samych superlatywach: „Był częścią rodziny” – Giampaolo Dickmann, „Wyrafinowany, elegancki, wielki mag” – Michaela Dickmann, córka chrzestna Waszyńskiego, która imię otrzymała na jego cześć. Mówiła też, że sprawiał wrażenie, jakby od zawsze był częścią tego arystokratycznego świata. Najmocniejsze zdanie o Waszyńskim wypowiada Vanna Pozzonelli-Dickmann: „Był katolikiem jak papież”. On – homoseksualista, hedonista i Żyd.
Jest rzeczą charakterystyczną, że w bardzo wielu filmach realizowanych przez Waszyńskiego powracał wątek przybierania cudzej tożsamości, zamiany ról i były to symboliczne opowieści o nim samym, a zmiana tożsamości była u Waszyńskiego swoistą ucieczką do przodu.
Jednak dziełem najbardziej autobiograficznym, wręcz lustrzanym odbiciem reżysera jest „Dybuk” (1937), nakręcony w języku jidysz. To dzieło wyjątkowe w historii polskiego kina, uważane przez wielu za najlepszy film jaki nakręcono w Polsce przed wybuchem II wojny światowej. Pisano: „Dybuk” dowiódł, że Michał Waszyński jest artystą. Ten artyzm widać w konstrukcji utworu, w pięknym rozwiązaniu wszystkich scen, w rytmie całego filmu umiejętnie rozłożonym na poszczególne etapy akcji, w podejściu do trudnego tematu.
„Dybuk” nabrał dodatkowych znaczeń po Holokauście, jako obraz nasycony atmosferą przemijania i śmierci i bywa odczytywany współcześnie jako symbol losu polskich Żydów. Do legendy opisanej przez An-skiego powracano później wielokrotnie wystawiając ten dramat na scenie. Dokonali tego m. in. Andrzej Wajda i Krzysztof Warlikowski, natomiast Agnieszka Holland wyreżyserowała w 1999 r. świetny spektakl telewizyjny.
Chyba niewiele osób wie o tym, że film znalazł się w międzynarodowym obiegu, był wyświetlany m. in. w Paryżu i Nowym Jorku, publiczność na całym świecie przyjęła go entuzjastycznie i obecnie „Dybuk” jest najbardziej znanym na świecie polskim filmem sprzed 1939 r. i często uznawany jest za najlepszy w historii kina film w języku jidysz. Znamienne jest, że na planie podczas jego realizacji Waszyński otaczał się tłumaczami z jidysz, mimo że biegle posługiwał się tym językiem od dziecka. Taka bezpośrednia konfrontacja z kłamstwem i schizofreniczna wręcz sytuacja na pewno nie była dla niego łatwa. Waszyński nigdy nie przyznał otwarcie, że jest częścią kultury żydowskiej.
Obraz jest brzemieniem świata, z którego uciekł, a które potem zniknęło z powierzchni ziemi, ale w nim samym pozostało. To jest historia, która dzieje się w metafizycznej atmosferze sztetla, w którym się wychował, a główny wątek to niespełniona miłość Chonena i Lei i to jest też jego historia miłości, ale u Waszyńskiego homoseksualnej, zabronionej. Ciekawostką jest, że odtwórcy głównych ról – Lili Liliana i Leon Liebgold – tragiczni kochankowie, w realnym życiu mieli więcej szczęścia. Po „Dybuku” wkrótce się pobrali i latem 1939 r. udali się do Nowego Jorku, by wystąpić w filmie „Kol Nidre” i dzięki temu przeżyli wojnę, a po niej przez długie lata występowali w nowojorskich teatrach żydowskich.
Film jest mistycznym dramatem, pierwszym pełnometrażowym filmem w języku jidysz, nawiązującym do tradycji mickiewiczowskich „Dziadów”, jest adaptacją dramatu Szymona An-skiego wł. Szlojme Zajnwel Rapoport „Dybuk. Na pograniczu dwóch światów” (1914). Historia nieszczęśliwej miłości Chonena i Lei, która zostaje zmuszona do poślubienia człowieka wybranego przez ojca kończy się podwójną tragedią. Utrata ukochanej zabija Chonena. Po śmierci wraca na ziemię i wstępuje w Leię jako dybuk (duch), zaś Lea, uwalniając się od jego ducha, umiera, żeby połączyć się z ukochanym. Opowieść o wielkiej miłości nie odniosłaby takiego sukcesu, gdyby nie była mocno zakorzeniona w folklorze, ponieważ kluczowym elementem filmu są przedstawione z dużym pietyzmem rytuały chasydów, nabożeństwa w synagodze czy egzorcyzmy urządzane przez cadyka. Warto dodać, że niektóre pieśni wykonywał nadkantor Wielkiej Synagogi w Warszawie, znany na całym świecie Gerszon Sirota tenor dramatyczny.
Słowem „dybuk” (po hebrajsku i w jidysz znaczy „przylgnięcie”) określa się w mistycyzmie i folklorze żydowskim zjawisko zawładnięcia ciałem żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby. Dybukiem nazywa się też samego ducha, duszę zmarłego, która nie może zaznać spoczynku z powodu popełnionych grzechów. Waszyńskiemu też nie dawał spokoju jego własny film „Dybuk”, którego utraconej kopii szukał obsesyjnie przez lata, aż do ostatnich dni. W swoim rzymskim pałacu często zamykał się w gabinecie i czasami przez kilka dni nie dopuszczał nikogo do siebie – dybuk brał go we władanie… I popadał ze skrajności w skrajność: jego osobisty szofer, Angelo Manzini, opowiada w dokumencie Niewiery i Rosołowskiego, jak woził go nocami po rozświetlonych latarniami i neonami ulicach Wiecznego Miasta. Waszyński chłonął ten widok, jakby Rzym za chwilę miał przestać istnieć, tak jak żydowski Kowel i przedwojenna Warszawa, a jeżdżąc tak nocami skarżył się szoferowi na uporczywe głosy, które miały być wypartymi wyrzutami sumienia. W swoim dzienniku pisał, że należały one do bliskich osób z jego młodości.
„Książę” Michał Waszyński zmarł 20 lutego 1965 r. w wieku 61 lat w Madrycie. Odszedł nagle w momencie największego triumfu, jak wydawało się na zewnątrz, swojego hiszpańskiego Hollywood, hołubiony przez reżim Franco za tworzenie miejsc pracy i sławienie Hiszpanii na całym świecie, odznaczany za zasługi przez Watykan. Samuel Blumenfeld napisał, że Waszyński umarł, tak jak żył, do końca wierny swojej kreacji arystokraty, podczas wydanego przez siebie wystawnego przyjęcia, na które zaprosił mnóstwo gwiazd i przyjaciół. Wznosił toast, pochylił się. Wszyscy myśleli, że spadła mu serwetka, a to był atak serca.
Zmarł na dwa tygodnie przed bankructwem Samuel Bronston Production, w której grał pierwsze skrzypce i która od dłuższego czasu ratowała się kredytami. Można powiedzieć, że w pewien przewrotny sposób udało mu się wyreżyserować nawet własną śmierć. Jak zawsze wiedział kiedy się pojawić i kiedy zniknąć, bowiem główny właściciel wytwórni przez kolejne 10 lat ciągany był przez różnego rodzaju komorników i prokuratorów.
Włoska Kronika Filmowa „La Settimana” nr 48 z 1965 r. odnotowała:
”Pośród grobów znanych włoskich kardynałów i obok arystokratycznych rodów na cmentarzu Campo Verano w Rzymie w zeszłym tygodniu miał miejsce niecodzienny pogrzeb. Książę Michał Waszyński, polski arystokrata na uchodźstwie i uznany twórca włoskiego przemysłu filmowego został złożony do grobu. Był producentem największych hollywoodzkich filmów wszech czasów…”
Philip Jordan tak wspomina jego pogrzeb: „Przybyły wszystkie frankistowskie szychy. Miałem wrażenie, że chowamy świętego lub bohatera narodowego. Czyż oni nie rozumieli, że to był wymyślony książę?”
Samuel Blumenfeld „Człowiek, który chciał być księciem”
Mimo wielu niekwestionowanych sukcesów i szczęścia, które mu całe życie dopisywało, był postacią tragiczną. Był człowiekiem poranionym, zamkniętym, niedopuszczającym nikogo do swoich sekretów, człowiekiem, który wyrzekł się samego siebie, bo zbyt trudne okazało się dla niego dźwiganie swojej własnej historii. Mógł kreować wokół siebie otoczkę księcia z nienagannymi manierami i imponującą garderobą, ale w gruncie rzeczy wciąż tkwił w nim mały żydowski chłopiec przerażony swoją odmiennością. Intuicyjnie wiedział, że zdoła przeżyć pod warunkiem, że maksymalnie rozwinie swój talent do metamorfozy. Był aktorem życia, ale nie z czystego kaprysu, lecz z historycznej konieczności. Po wojnie nie musiał już tego robić i wielu Żydów mówiło szczerze, kim są, a on wręcz przeciwnie, poszedł dalej i zaczął tworzyć swoje książęce pochodzenie i aurę wielkiego arystokraty, pozostając do końca tajemniczą postacią nawet dla najbliższych.
Samuel Blumenfeld napisał niezwykle trafnie, że najlepszym filmem Waszyńskiego było jego życie, w którym grał perfekcyjnie swoje role.
Przypisy
Zdjęcie tytułowe – http://prince-dybbuk.com/gallery/
https://www.dwutygodnik.com/artykul/7390-mosze-waks-polski-ksiaze.html
https://www.onet.pl/film/onetfilm/michal-waszynski-wyrezyserowany-arystokrata/b5ygs4s,681c1dfa
http://dziennikarstwo.wroclaw.pl/waszynski_polski_ksiaze_wloskim_wygnaniu_recenzja
https://wyborcza.pl/51,101707,22337245.html?i=4
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,23380039,polski-zyd-gej-tworca-filmow-i-autor-kilku-swoich-tozsamosci.html
https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2017/Przewodnik-Katolicki-7-2017/Spoleczenstwo/Polski-ksiaze-swiatowego-kina
https://sztetl.org.pl/pl/tradycja-i-kultura-zydowska/sztuka/w-poszukiwaniu-dybuka
https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/200309588-Michal-Waszynski-Demiurg-przedwojennego-kina.html
http://akademiapolskiegofilmu.pl/pl/historia-polskiego-filmu/artykuly/michal-waszynski-aktor-i-rezyser-wlasnego-zycia-z-elwira-niewiera-i-piotrem-rosolowskim-o-filmie-ksiaze-i-dybuk-rozmawia-ewa-szponar/606
https://polskatimes.pl/michal-waszynski-syn-kowala-rezyser-ksiaze-i-wielki-oszust/ar/12508620
https://culture.pl/pl/dzielo/dybuk-rez-michal-waszynski