Franek. Pojawił się bez uprzedzenia. Tak zachwycił się naszą stroną internetową italomania.org, że zapragnął poznać Italomaniaków z założeniem… że… być może… ciąg dalszy nastąpi 😉
Franek jest licencjonowanym przewodnikiem warszawskim. Jego specjalnością są Stare Powązki i Wilanów. Szczęśliwie się dla nas złożyło, że Franek wymyślił niezwykle przyjemny sposób poznania się z nami: spacer po Starych Powązkach śladami Włochów. Tych, którzy pozostali tu na zawsze. Tych, którzy dali coś z siebie Warszawie. Któż lepiej mógłby nam zorganizować taki spacer?
Spotkaliśmy się 12 czerwca 2021 o godzinie 11 przed bramą Św. Honoraty (II brama) starego Cmentarza Powązkowskiego. Franek został przedstawiony Grupie, a Grupa Frankowi. Było nas ośmioro, trzy osoby z nieobecnych bawiły jeszcze nad morzem, a Bożenka z Andrzejkiem mieli inne plany na tę sobotę. Basia i Boguś nie zareagowali na zaproszenie na spacer ☹
Już na wstępie oprowadzania Franek wyjaśnił moje wątpliwości co do nazwy bramy: Św. Honoraty czy Honoraty? Otóż okazało się, że jednej i drugiej. Brama została ufundowana przez zbolałego męża po śmierci ukochanej żony Honoraty,
“Ku czci zgasłej małżonki śp. Honoraty ze Zwolińskich Mieczysławowej Landsbergowej tę bramę wzniósł i M. Warszawie ofiarował w czerwcu 1915 r. w smutku pozostały – mąż.”
ale ostatecznie nazwana bramą Św. Honoraty. „W smutku pozostały mąż” przeżył żonę tylko o rok.
Przy planie Powązek, tuż obok bramy, Franek opowiedział nam, jak cmentarz się rozrastał. Pokazał początkowy obszar przy katakumbach i opowiedział, jak z biegiem lat dołączano kolejne kwatery.
A później, bocznym wejściem, na chwilę weszliśmy do kościoła.
W kruchcie kościoła zobaczyliśmy tablicę wmurowaną na cześć fundatorów cmentarza. Wiemy, że swoją ziemię na ten cel podarowała rodzina Szymanowskich, ale ofiarodawcami sporych kwot pieniężnych byli liczni związani z Warszawą duchowni i osoby świeckie, z królem jegomościem Stanisławem Augustem Poniatowskim na czele. Oficjalna data założenia cmentarza to 4 listopada 1790 roku. Pierwsze pochówki zaczęły się dwa lata później, po wybudowaniu katakumb.
Uważa się, że pomysłodawcą założenia architektonicznego nekropolii był architekt królewski Dominik Merlini, ten sam, który zaprojektował kościół pw. Św. Karola Boromeusza (wielokrotnie przebudowywany i powiększany), konsekrowany w 1792 roku. W katakumbach obejrzeliśmy tablicę wmurowaną w miejscu prawdopodobnego jego pochówku.
Ruszyliśmy na poszukiwanie „naszych” grobów. Wielu z nas po raz pierwszy znalazło się w najstarszej części cmentarza, wśród wiekowych grobowców, z których często czas zmazał imię osoby w nim pochowanej…
Zanim trafiliśmy do pierwszego, zatrzymaliśmy się przy grobie zdolnej poetki Lusi Raciborowskiej, młodej dziewczyny, która zmarła w wieku zaledwie 18 lat w wyniku nagłej choroby. Nie jej postać jednak była obiektem naszej uwagi, lecz niezwykłej urody rzeźba stojąca na jej sarkofagu. Przedstawia anioła pod postacią młodej, pięknej dziewczyny, który wychodzi z trumny przez uchylone wieko… tak przynajmniej zrozumieliśmy tę rzeźbę. Autor, rzeźbiarz z Mediolanu Donato Barcaglia (1849-1930) stworzył ją w dalekiej Italii, prawdopodobnie na zamówienie rodziny. Przyjechała z daleka, a jej transport na pewno był wyzwaniem. Rzeźba rzeczywiście wzbudza zachwyt!!!
Jak się okazuje niemal identyczny pomnik autorstwa Donato Barcaglia stoi na cmentarzu w Menton na Lazurowym Wybrzeżu we Francji i upamiętnia Janinę Lewandowską (zm. w wieku 27 l.). Rodziny Raciborowskich i Lewandowskich mieszkały blisko siebie i były ze sobą powiązane i stąd zapewne zamówienie bliźniaczo podobnego pomnika u tego samego włoskiego rzeźbiarza.
Pierwszym włoskim grobem, przy którym się zatrzymaliśmy, był grób Antoniego Sacchettiego, głównego dekoratora teatru warszawskiego, autora około 300 dekoracji teatralnych m.in. do oper Verdiego i Rossiniego. Był synem wybitnego dekoratora Lorenzo Sacchettiego i podobno urodził się w pracowni ojca, który uczył syna przyszłego zawodu. Zmarł w 1870 roku. W grobie leży również Teressa Sacchetti… Żona? Siostra? Nagrobek ufundowali siostrzeńcy i siostrzenica. Trudno było odczytać napisy…
Krótki marsz cienistymi alejkami i oto dochodzimy do starego grobu… w myśl dawnej mody otoczonego płotkiem. To grób rodzin splecionych poprzez małżeństwo, francuskiej Maringe i włoskiej Boretti, obu silnie związanych z Polską. Losy tych rodzin, ich znamienitych przedstawicieli, to temat na osobne opowiadanie… Może ktoś kiedyś o nich napisze? Nas interesuje część frontowej ściany nagrobka i ściana boczna, bo tu po raz pierwszy spotykamy ród Borettich, którzy będą nam towarzyszyć w dalszej wędrówce, a Franek okaże się kronikarzem tej rodziny.
Zawracamy. Idziemy teraz w stronę rogu cmentarza, za murem ul. Spokojna spotyka się z Okopową. Więcej tu słońca, a pewne zdziwienie budzi kilka zupełnie nowych nagrobków. Może władze cmentarza postanowiły umożliwić w tym miejscu nowe pochówki? Bo jakoś trudno uwierzyć, by stare rody nagle przypomniały sobie o swych antenatach pogrzebanych tutaj przed wiekami… Dochodzimy do bardzo ciekawego nagrobka. To znowu rzeźba… ale jaka niezwykła! Poddany, bosonogi chłop (skala 1:1) zastygł w wiernopoddańczej pozie, lekko nachylony w stronę płaskorzeźby swego pana Feliksa Zakrzewskiego radcy Dyrekcji Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Bliźniacza rzeźba znajduje się na Cimitero Monumentale w Mediolanie, jej autorem jest Luigi Pamneri. Pierwotnie chłop trzymał w dłoniach kosę, ale ta, wykonana z metalu, padła łupem cmentarnych złodziei. Twórca pomnika nie przewidział dwóch spraw: okradania nagrobków, co miało miejsce już w starożytności, jednak w naszych głowach po prostu się nie mieści i współczesnego popytu na metale kolorowe… Z rezultatami działania takich hien cmentarnych jeszcze się zetkniemy…
Zanurzamy się ponownie w zielonym cieniu. Dzień jest słoneczny, ciepły, a nad nami stare drzewa i migotliwe refleksy słońca. I oto dochodzimy do wielkiego grobowca… z piękną rzeźbą anioła… Nie mamy wątpliwości, to znowu bardzo „włoska” rzeźba. Czyżby? No jednak się mylimy: autorem był Polak Pius Weloński (autor m.in. posągów Gladiatora w Zachęcie i Parku Ujazdowskim), ale wykształcony na jednej z najznamienitszych Akademii Sztuk Pięknych, Akademii Św. Łukasza w Rzymie. Uczelnia ta przez kilkaset lat (od XVI wieku) wiodła prym w kształceniu artystów z całej Europy, a ich dzieła przesiąknięte były duchem włoskiego piękna. Adepci Akademii rozsiewali później to piękno po całym świecie 😊
Rzeźba Anioła Zmartwychwstania upamiętniająca Adaminę z Potockich Chołoniewską powstała w 1907 r. Skrzydlata postać w stroju rzymskiego legionisty zstąpiła na ziemię z obłoków. Za chwilę zadmie w trzymaną w ręku trąbę, by wezwać zmarłych na Sąd Ostateczny. Taki właśnie anioł objawił się św. Janowi. Gdzie jest teraz trąbka? Kto ją ukradł? Sprzedał? Kto przetopił na kawałek niewiele wartego metalu?
Idziemy teraz Aleją Zasłużonych, wzdłuż katakumb od tylnej strony. No, tu, to mamy co oglądać! Nie, to nie są groby Włochów, ale różnych naszych „znajomych”, osób, o których sporo wiemy, które jeszcze pamiętamy z przekazów prasowych czy telewizyjnych… Zatrzymujemy się właściwie co krok… Ja tu tylko o jednym, o którym w kontekście tej wyprawy warto wspomnieć. To grób Bogusława Kaczyńskiego, niestrudzonego propagatora i miłośnika włoskiej opery.
Dochodzimy do końca i z drugiej strony zaglądamy jeszcze do katakumb od frontu. To tu spoglądamy w górę na tablicę umieszczoną w domniemanym miejscu pochówku autora założeń architektonicznych Powązek – Dominika Merliniego. Domniemanym, bo po wojnie i zrujnowaniu katakumb, nie wszystko udało się odtworzyć zgodnie z wcześniejszym porządkiem.
Labirynt cmentarnych alejek… Bez Franka na pewno zgubilibyśmy drogę… Kolejny okazały grobowiec… Andrzej Pruszyński, rzeźbiarz. Ale jego żoną, tu pochowaną, była Adela z MARCONICH Pruszyńska. Z TYCH Marconich??? Trochę poczytałam, pogrzebałam (nomen omen 😉) w temacie. Andrzej Pruszyński prowadził pracownię rzeźbiarską z Leonardem Marconim, bratankiem Henryka Marconiego (obaj kształcili się w Rzymie na wspomnianej już Akademii Sztuk Pięknych Św. Łukasza). Jego żona niewątpliwie należała do tego znakomitego rodu….
Wkrótce dochodzimy i do „Henia” – jak mówi Franek – Marconiego. Skromny nagrobek z szarego kamienia, teraz lekko przysypany „noskami” z rosnących tu klonów. HENRYK, nie Enrico… To wiele mówi…
Marconi został zaproszony do Polski przez generała Ludwika Michała Paca, początkowo, by dokończyć jego pałac w Dowspudzie, później pałac w Warszawie („Wart Pac pałaca, a pałac Paca ”).
Ożenił się i pozostał na resztę życia. Był niezwykle płodnym architektem, a jego dzieła zdobią nie tylko Warszawę, ale i inne zakątki Polski, również dobrze mi znane Potulice (zaprojektował tam pałac i osobno stojącą kaplicę pałacową z kryptą rodu Potulickich, która obecnie jest niezależnym kościołem pw. Zwiastowania NMP). Warszawa zawdzięcza mu wiele znakomitych budowli, niektóre, po zniszczeniach wojennych zostały odbudowane (m. in. Hotel Europejski, Pałac Branickich, kościół Św. Anny w Wilanowie, kościół Wszystkich Świętych, pałac Paca przy ul. Miodowej…) Być może będzie okazja, by przejść się po Warszawie śladami włoskich architektów, w tym oczywiście Henia Marconiego. Wszystko w rękach Franka 😉
Idziemy dalej. Niebo zachmurzyło się i deszczowa chmura na chwilę zakryła słońce. Zaistniała nawet potrzeba wydobycia naszych czarnych pelerynek (sprawdziły się w Zakrzewie😉) i parasoli. Dochodzimy do dużego, podwójnego grobu. Znowu rodzina Boretti… I tu pewna niespodzianka: Witosława Boretti-Onyszkiewicz, pierwsza żona Janusza Onyszkiewicza, która zginęła tragicznie na Kaukazie… Czy ktoś z nas wiedział, że wywodziła się z rodu Borettich?
Franek prowadzi nas dalej. Stajemy przy kolumnowym grobie, z którym wiąże się smutna historia miłosna. Pochowany jest tutaj Ignacy Blumer i Maria Benicia Ceccopieri. Ignacy Blumer był generałem brygady wojsk Królestwa Polskiego, uczestnikiem wojny 1792 roku, insurekcji kościuszkowskiej i oficerem Legionów Polskich Jana Henryka Dąbrowskiego. Zginął w noc listopadową 1830 roku. Grobowiec w stylu egipskim, ozdobiony symbolem boga Ra, generał wystawił dla pierwszej żony, włoskiej hrabianki Marii Benicii Ceccopieri, która zmarła w wieku 38 lat. Blumer w ostatnich latach swojego życia, mimo że miał drugą żonę, całymi dniami przesiadywał nad grobem zmarłej pierwszej małżonki, z którą spędził 22 najszczęśliwsze lata życia. Przyniósł sobie stolik, w którego szufladzie trzymał włoskie modlitewniki i listy od żony, na stoliku stały dwa lichtarze ze świecami i dwie zapieczętowane butelki z nieznaną zawartością, a przy stoliku stały dwa krzesła. Nad trumną żony wisiał jej portret malowany olejem na blasze. Tęskniący mąż codziennie medytował nad grobem i modlił się po włosku.
Nie możemy podejść bliżej, bo dalsze przejście zagrodzone jest taśmą. Właśnie trwają prace przy budowie grobowca-mauzoleum w dawnym stylu. To dla Piotra Woźniaka-Staraka, producenta filmowego, milionera, tragicznie zmarłego na Mazurach dwa lata temu. Do naszych ust dochodzą nawoływania robotników…Roberto! No tak! Przypominam sobie, że niedawno czytałam o tym mauzoleum i o tym, że zostało zaprojektowane przez…włoskich artystów!!! Jakże by inaczej? Zamożna rodzina szukała we Włoszech wykonawców niezwykłego zamówienia… Jak zadziwiającą klamrą spina naszą wycieczkę ta obecność Żywych Włochów na Starych Powązkach…
A jeszcze jedną klamrą jest ostatni grób Włocha, dla nas dość szczególny. Franciszek Maria Lanci. To przy ulicy nazwanej jego imieniem mieści się Kluboteka, która nas wszystkich połączyła! Lanciemu dedykowany jest osobny artykuł na naszej stronie. Teraz ze wzruszeniem spoglądamy na grób rodzinny Lancich… skromny, zarośnięty paprociami i chwastami ☹
Zabrakło nam czasu, by obejrzeć pozostałe cztery groby. Może kiedyś będzie jeszcze okazja. Zauważyliśmy natomiast włoskie nazwiska na innych grobach, mijanych po drodze. No cóż, to zwykli ludzie, niczym nie zapisali się w pamięci miasta… a jednak tu żyli i tu pozostali na zawsze. Wpadło nam w oczy kilka zaledwie takich grobów, z całą pewnością jest ich dużo, dużo więcej.
Nasz Przewodnik pokazał nam również groby osób związanych z teatrem i operą. No cóż… były zaniedbane, smutne… Zapomniane? Pewnie, niestety, już tak…
Cmentarnymi alejkami idziemy w stronę wyjścia. Znowu jest słonecznie i ciepło, parno po niedawnym deszczyku.
Dziękujemy Frankowi za bardzo ciekawą, poszerzającą naszą wiedzę wycieczkę. Franek, niestety, nie może przyjąć naszego zaproszenia na obiad we włoskiej restauracji, bo nieoczekiwanie odebrał ważny telefon i musi zmienić plany…
Wsiadamy do samochodów i wracamy na Ursynów. ANTICH’CAFFE DA ENRICO na Kabatach już na nas czeka! 😊!