W ramach cyklu pt. włoscy patroni warszawskich ulic, Franek zaprezentował nam postać pochodzącego z Wenecji Bernarda Bellotto zwanego Canaletto (1721-1780), którego prace wypożyczone z najsłynniejszych muzeów świata właśnie prezentowane są na obszernej wystawie w Zamku Królewskim z okazji 300. rocznicy urodzin malarza.
Ponieważ opowieść Franka odbywała się pod hasłem: „Jak Bernardo swe weduty malował”, to od razu wyjaśnił nam co to jest weduta. Władysław Kopaliński w „Słowniku Mitów i Tradycji Kultury” podaje: “weduta” pochodzi z języka włoskiego (veduta) i oznacza po prostu widok lub panoramę. Mianem tym przyjęto nazywać kierunek w malarstwie przedstawiający widok, architektoniczny krajobraz miejski, ulice, place, zespoły budowli, zarówno w rysunku, grafice, jak i na obrazach. Warto dodać, że Canaletto malował swoje obrazy najczęściej ze sztafażem czyli postaciami ludzkimi i zwierzętami oraz scenkami rodzajowymi ożywiającymi kompozycję.
Początki takich widoków miast malowanych fotorealistyczną techniką znaleźć można już w XV wieku w Holandii, gdzie w miniaturach rękopisów pojawiają się panoramy miast – Paryża, Florencji, a nawet Krakowa.
Z tym nowym nurtem w malarstwie wiążę się wprowadzenie do użycia przez malarzy urządzenia pod nazwą camera obscura (z łac. ciemna komnata), które dawało niemal fotograficzną wierność detali. Z takiego urządzenia korzystał właśnie Canaletto.
Ten prosty przyrząd optyczny, praprzodek aparatu fotograficznego, pozwalał na uzyskanie wiernego obrazu na matowej przesłonie zastąpionej w przyszłości kliszą fotograficzną. Dzięki niemu artysta wykonywał w plenerze dokładne szkice, które dopiero w pracowni uzyskiwały właściwą formę.
Powyższy wstęp o technice oddającej wierność m.in. architektonicznym detalom jest tutaj bardzo ważny, ponieważ na podstawie obrazów Canaletta dokonano w okresie powojennym rekonstrukcji wielu budynków. Jednym z nich był Pałac Branickich przy Miodowej wzniesiony w XVIII w., a zaprojektowany przez Komaska Jakuba Antoniego Fontanę, który to pałac został w ciągu ostatnich trzech lat wyremontowany i urządzono w nim ekskluzywny 5-gwiazdkowy hotel (razem z Pałacem Szaniawskich).
Obrazy Canaletta pozwoliły po wojnie odbudować jego fasadę „zgodnie z oryginałem” i dodać zdobienia, jakich nie było przed wojną. I tutaj odkryłam niesamowitą historię, przy której hasło „zgodnie z oryginałem” musiałam ująć w cudzysłów.
Problem polega na tym, że Pałac Branickich bogato zdobiony typowymi dla epoki figurami alegorycznymi i kartuszami herbowymi, zdobi również pokaźnych rozmiarów szkaradna małpa z kiścią bananów w dłoni kompletnie nie pasująca do reszty! Okazuje się, że małpy na zburzonym w czasie wojny pałacu nigdy nie było, jak zresztą całej attyki! Podobno była w planach, ale na pewno bez małpy. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że żaden barokowy architekt nigdy nie umieściłby małpy na pałacu, bo to zwierzę uznawano w tamtych czasach za wyjątkowo głupie…
Małpa widniała natomiast od dawna tj. od 1777 r. na obrazie Canaletta „Ulica Miodowa” i tam wypatrzono ją podczas przygotowań do odbudowy zrównanej z ziemią Warszawy. Żart malarza po niemal dwóch stuleciach wzięto na poważnie. Teorii co do pojawienia się na obrazie małpy jest kilka. To mógł być żart, bujna fantazja Canaletta, albo mała zemsta na Branickich za to, że malarz nie dostał od nich wynagrodzenia za jakąś pracę. Braniccy podobno znani byli szerzej wśród artystów z niewypłacania należności.
Tak się niedawno złożyło, że oglądaliśmy w kilka osób z Italomanii obrazy Canaletta po wykładzie, który towarzyszył pokazowi obrazu wenecjanina Antonia Canala (wuj i nauczyciel Bernarda Bellota) Kościoły Il Redentore i San Giacomo.
Na wykład zaprosił nas Sebastiano Giorgi redaktor naczelny magazynu „Gazzetta Italia”, który jako wenecjanin również miał swój udział w wydarzeniu nagrywając bardzo ciekawy film śladami obrazów Canala i Canaletta, przeplatany żywymi scenami ze współczesnej Warszawy i Wenecji. Przeplatają się w nim również prywatne ścieżki Sebastiano Giorgi, który żyje między tymi dwoma miastami.
W filmie pokazywany jest m.in. opisywany tu obraz “Ulica Miodowa” i kiedy oglądaliśmy go już na żywo po wykładzie, a ja opowiadałam o historii z małpą, Małgosia wpadła na bardzo ciekawy koncept. Zasugerowała mianowicie, że może Canaletto po to namalował całą attykę z różnymi figurami, żeby wśród nich móc wstawić (może lekko ukryć?) małpę…
Konserwatorzy zabytków traktowali po wojnie dzieła Canaletta bezkrytycznie bez porównywania wyglądu namalowanych budynków z historyczną ikonografią i bez zagłębiania się w znaczenie używanej przez niego symboliki. W powojennej zawierusze skopiowali dosłownie wszystkie elementy dekoracyjne, które znaleźli na obrazie Canaletta.
Warto przekonać się o tym na własne oczy i wybrać na rekonesans ulicą Miodową od strony Placu Zamkowego, gdzie na rogu attyki Pałacu Branickich małpa z bananami siedzi sobie od dobrych kilkudziesięciu lat.
Przypisy
- Zdjęcie tytułowe – Pałac Branickich od strony ul. Miodowej zdj.italomania.org
- http://www.warszawaexpress.pl/14_5_jak-bernardo-swe-weduty-malowa.html
- https://blog.magiawarszawy.pl/palac-branickich/
- https://pl-pl.facebook.com/Urbitur/posts/830695003619483/
- https://www.writeandtravel.pl/warszawa-nieznana-ciekawostki-krakowskiego-przedmiescia/
1 komentarz