Kiedy kilka lat temu wybrałam Luciano Pavarottiego do prezentacji na Italomanii w ramach cyklu włoskich patronów warszawskich ulic nie przypuszczałam, że przygoda z Big Luciano przekształci się w taki zachwyt i że ten zachwyt będzie trwał i że zrodzi się pewność: TAKA OSOBOWOŚĆ musi znaleźć się na naszej stronie!
Im dłużej obcowałam z Pavarottim, tym barwniejsza postać się wyłaniała, aż wpadłam na pomysł, że na prezentację założę bluzkę w namalowane szalone, kolorowe koty i w związku z tym zadałam wujkowi Google pytanie po włosku: Pavarotti aveva un gatto? (Czy Pavarotti miał kota?). Przedstawiam to, co mi wyskoczyło i od razu rozbawiło i pasowało do wielkiego poczucia humoru, jakim obdarzony był słynny tenor. Luciano do końca życia zachował wręcz szelmowskie poczucie humoru uczniaka😊
Chwilę potem pojawiło się nagranie Luciano Pavarotti e Piccolo Coro dell’Antoniano – 44 Gatti i stało się jasne skąd wziął się wesoły obrazek tenora w otoczeniu kociąt. Od zdjęć z kotami i tego nagrania zaczęłam prezentację, dodałam też zdjęcie tenora z kotem na ramionach, natomiast dodatkiem szczególnym był plakat do filmu dokumentalnego Rona Hovarda „Pavarotti” z 2019 r., na który to plakat trafiłam przypadkiem w PROMIe Kultury na Saskiej Kępie, natomiast film obejrzałam kilka lat wcześniej w kinie plenerowym na leżakach na Placu Europejskim. Obejrzałam i zachwyciłam się.
Historia nagrania piosenki o kotach: w 1994 r. ekipa filmowa zorganizowała niespodziankę w domu Luciano Pavarottiego w Modenie, gdzie spodziewał się ekipy na wywiad. Zamiast tego do jego domu wtargnęły dzieci, które poprosiły go o zaśpiewanie piosenki 44 Cats. Roześmiał się i oczywiście zgodził się, ekipa filmowała, natomiast Mariele Ventre legendarna założycielka i pierwsza dyrygentka Piccolo Coro dell’Antoniano (bo to był właśnie ten chór), poprowadziła ten wspólny domowy występ. Przy fortepianie zasiadł sam autor utworu Giuseppe Casarini z Modeny.
To nie jest przypadek, że na zdjęcie tytułowe wybrałam mural z Pavarottim, ponieważ muralami interesuję się od paru dobrych lat i ten natychmiast przykuł moją uwagę, bo z wielkim tenorem kojarzy mi się hasło: bardzo barwna postać. Praca powstała w 2024 r. w ramach festiwalu LuceFest w San Pietro Magisano, maleńkim miasteczku w Kalabrii liczącym 300 mieszkańców i właśnie jedna z mieszkanek, ponad 80-letnia Rita, wielbicielka tenora, udostępniła przestrzeń swojego domu na wykonanie muralu. Autorem jest brazylijski artysta Eduardo Kobra, którego przodkowie pochodzą z Kalabrii i który odczuwał silne emocje związane z wizytą i pracą artystyczną w kraju przodków.
Eduardo Kobra zdecydował się oddać hołd wielkiemu tenorowi, niekwestionowanemu symbolowi włoskiej kultury i muzyki operowej, przedstawiając go w wyjątkowy sposób – umieszczając w jego ustach i wokół twarzy kolorowe ptaki, symbole wolności i piękna, zainspirowane brazylijskimi gatunkami. Pavarotti w kolorowych koszulach, szalach, czapkach sam był takim barwnym ptakiem.
A teraz już pora na opowieść o Luciano Pavarottim, ale nie chronologiczną i nie encyklopedyczną, bo to będzie opowieść o pasjach, ale nie tylko. Miał ich wiele i w każdą z nich angażował się całym sobą, tak jak angażują się dzieci w każdą zabawę, ale Luciano w sferze muzycznej był zaangażowany świadomie i bardzo konsekwentnie.
Muzyka
Luciano Pavarotti – legenda liryki operowej z jedną z najdłuższych światowych karier wśród śpiewaków operowych – jako młody chłopak pomagał kolegom podrywać dziewczęta, śpiewając z ukrycia schowany w modeńskich arkadach, podczas gdy oni udawali występ na ulicy. Był przystojny, miał zaraźliwy śmiech i wielki apetyt na życie, a w jego głosie, jak pięknie powiedział później José Carreras, słychać było słońce.
Pavarotti miał genialną, niewiarygodną intuicję muzyczną, dzięki której często dyrygenci mogli się czegoś nowego nauczyć, o czym mówił Leone Magiera pianista, akompaniator i dyrygent orkiestrowy w książce Candido Bonvicini „Luciano Pavarotti. Legenda opery”. Powiedział, że wielki tenor do partytury czasami dokładał o jedną kropkę więcej, ale wyniki zawsze były doskonałe.
Lucio Dalla, którego słynną piosenkę „Caruso” dedykowaną włoskiemu śpiewakowi operowemu Enrico Caruso nazywanego „królem tenorów” zaśpiewał Pavarotti – nowy „król tenorów”, powiedział w tej samej książce: „Zetknąłem się z największym tenorem świata, który, jak niewielu innych, posiada rzadkie poczucie rytmu, doskonałą zdolność wychodzenia z kodeksów swego muzycznego wszechświata. (-) Jest to z pewnością dar. Jednak u niego bierze się też z emiliańskości. Urodził się na ziemi niezwykle muzykalnej w porównaniu z innymi. A poza tym Pavarotti jest człowiekiem ciekawskim, który nie lubi ograniczeń; tendencyjnie już wkracza na inne pola muzyki i sztuki aktorskiej; jest zdolnym menadżerem samego siebie, jest człowiekiem kultury, teraz jest też reżyserem. Typowy emiliańczyk nigdy nie popada w samozadowolenie, nieustannie poszukuje nowych celów”.
Jak pisali na włoskiej stronie OperaClick: „Pavarotti ma w sobie komunikację i współczucie tenora, który trafia prosto do serca, w przeciwieństwie do chłodnego opanowania „wyszkolonego” głosu. Jego kontrola techniczna jest absolutna, niczym u mistrza, ale dodaje do tego broń w postaci doskonałej dykcji: u Pavarottiego nie ginie ani jedna sylaba, w żadnej operze lub utworze muzycznym, żadnego gatunku, który śpiewał. Pavarotti odszedł w 2007 r. w wieku prawie 72 lat, a stało się to 50 lat po śmierci Beniamino Gigliego, dokładnie 30 lat po Marii Callas i 25 lat po Mario Del Monaco, innej tytanicznej postaci światowego tenoryzmu. Można powiedzieć, że to przypadek. Balzac zasugerował, że „przypadek jest Bogiem”.
W 1966 roku był pierwszym śpiewakiem, który wykonał dziewięć wysokich C w Royal Opera House w Covent Garden w Londynie, w operze Donizettiego La Fille du Regiment. Kiedy w 1972 roku powtórzył niesamowity występ w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, publiczność wezwała go siedemnaście razy przed kurtynę, aby złożyć mu hołd.
W muzyce Pavarotti wyrażał swoje marzenia m.in. o lataniu i nagrał słynny utwór „Volare” w hołdzie dla Domenico Modugno. Powiedział: „Latanie jest moim marzeniem i jest też marzeniem Modugna. Czy nigdy nie marzyliście, żeby latać? Aby czuć się zawieszonym? W tak szczególny sposób wokalizowałem początek i koniec tego utworu, wymyślając interpretację w trakcie nagrywania tak instynktownie, żeby właśnie dać do zrozumienia, iż jest to moje marzenie, nasze, marzenie wszystkich. Może dlatego już jej tak nie zaśpiewam; był obecny także Mimmo, atmosfera była czarodziejska, bardzo szczególna”.
Kobiety
Luciano Pavarotti i kobiety? To niekończąca się historia z dwiema żonami, czterema córkami i wieloma przyjaciółkami. Pavarotti zawsze kochał kobiety i to nie tylko po to, by je uwodzić. To było coś bardziej złożonego, co ma swoje korzenie w dzieciństwie. W pierwszej z dwóch autobiografii napisanych wspólnie z Williamem Wrightem, „My Own Story” opowie: „Kiedy przyszedłem na świat, byłem pierwszym od sześciu lat chłopcem urodzonym w tym domu. Mieszkało tam 15 rodzin, setka ludzi i rodziły się same dziewczynki”. Otoczony przez ojca, ale także przez matkę, babcię, dwie ciotki i pięć lat później siostrę. W istocie nazwano go Luciano właśnie na pamiątkę innej ciotki, Lucii, która zmarła przed jego narodzeniem. „Dla wszystkich kobiet w budynku byłem Lucianino. Czułem się bardzo kochany, rozpieszczany, ale też wychowywany”, wspominał. Miał przyjaciół wśród mężczyzn, ale otaczał się przede wszystkim kobietami. Kochał ich energię. Uwielbiał być rozpieszczany przez kobiety.
Jedzenie
O pasji Pavarottiego do jedzenia świadczyła bez wątpienia jego tusza. Pochodzący z regionu uważanego za kulinarne serce Italii tj. Emilii-Romanii śpiewak nie wyobrażał sobie życia bez tradycyjnych produktów swojej ziemi – wina musującego Lambrusco (koniecznie schłodzonego), parmezanu, octu balsamicznego, oliwy i makaronu. Na tournée woził ze sobą kuchnie, kucharzy i kilogramy włoskiego jedzenia. Flecista Andrea Griminelli opowiada w filmie „Pavarotti”: „Uwielbiał jedzenie z Modeny. Gdy był na tournée w USA, często dzwonił do mnie i mówił: ‘Jutro przywieź mi dwa kg tortellini, 5 kg parmezanu, dwie prosciutto’. Zapełniałem całą walizkę tym jedzeniem”. Miał wiele słabostek, jedną z nich był makaron. Przypisywał mu niemal magiczne moce. Uważał, że dobrze wpływa na głos. Na każdej próbie mistrza stał talerz z makaronem. Mówi się, że tylko Pavarotti otrzymał milczące pozwolenie na przemycanie walizek z tortellini i innymi produktami przez odprawę celną lotniska JFK w Nowym Jorku. Kiedy umierał na raka trzustki w 2007 r., jego była żona Adua gotowała mu ulubioną potrawę: spaghetti neapolitańskie.
Zdarzało mu się występować w telewizji w roli kulinarnego eksperta, a jego asystent niejednokrotnie podkreślał, że podczas tras koncertowych zawsze zatrzymywali się w hotelach, w których istniała możliwość wynajęcia pokoju z kuchnią. Znana jest również zabawna anegdota o zamiłowaniu tenora do słodyczy. Kiedy, ze względów zdrowotnych, lekarz nakazał Pavarottiemu przejście na dietę, zezwalając w ostateczności na spożycie jednej bezy dziennie, śpiewak uznał, że jej rozmiar nie został sprecyzowany. U swojego cukiernika zamawiał więc nierzadko wielkie bezy o wadze… pół kilograma!
Maestro mówił: „Dzisiaj pokażę wam, jak się chudnie”. Nakładał porcję kurczaka, fasolki i ziemniaków. Na deser brał cztery gałki lodów waniliowych, ale czwartą odsuwał: „To jest dieta” – opowiada Ron Howard, reżyser filmu „Pavarotti”.
Luciano Pavarotti zawsze żartował ze swojego tonażu. Jest taka anegdota, którą on, obdarzony poczuciem ironii opowiadał Zucchero. Zdarzyło mu się raz, gdy został potrącony przez rower, że dama, która go nie rozpoznała, zapewniła, iż go nie widziała. A Big Luciano, z jego sylwetką wypływającą poza kwintal, czuł się bardzo zadowolony, że można go nie zauważyć!
Piłka nożna
Miłość do sportu była w nim niezwykle silna i to od dziecka, kiedy grając w piłkę codziennie na podwórku marzył, że kiedyś zostanie bramkarzem reprezentacji Italii. Kibicował Juventusowi, a prywatnie był też fanem Diego Maradony, choć występował w konkurencyjnym Napoli. Wspierał również lokalny klub Modena FC.
„Choć nie miał za wiele czasu na jeżdżenie na mecze, to proszę mi wierzyć, oglądał każdy mecz Juventusu. Był typem kibica, który bardzo się emocjonował spotkaniami i krzyczał przed telewizorem” – tak opowiadała druga żona Nicoletta Mantovani. Miłość Luciano do piłki nożnej była tak wielka, że odwoływał koncerty, jeśli obawiał się, że przegapi ważny mecz.
Kilka miesięcy przed śmiercią Pavarotti był świadkiem spadku Juventusu do Serie B po skandalu z Calciopolis (ustawiane mecze i doping). Przeżywał to całą dobę i potem powiedział przyjacielowi, że „nie opuści tej Ziemi, dopóki Juve nie wróci do Serie A”. Juve wrócił 19 maja 2007 roku. Luciano zmarł kilka miesięcy później 6 września.
Zbigniew Boniek, który w Juventusie grał w latach 1982-1985 wspominał: „Pavarotti był kibicem naszego klubu, bywał na meczach. Kiedyś byłem w okolicach Modeny i spotkaliśmy się, wypiliśmy razem kawę. Łączyło nas hobby — konie. Jego bardziej interesowały te, które skaczą, mnie kłusaki. Dla niego konie były pewną odskocznią”.
Konie
Luciano Pavarotti kochał konie. Konie i muzyka często tworzyły doskonały duet oparty na rytmie, delikatności, harmonii i odzwierciedlaniu piękna: jakby jedno było metaforą drugiego. „Moja miłość do koni narodziła się, gdy byłem jeszcze mały. W moich dziecięcych fantazjach, być może również stymulowanych przez bajki, byłem zafascynowany tym dużym, hojnym, silnym zwierzęciem”.
Pavarotti jeździł konno tak długo, jak pozwalał mu na to czas i kondycja fizyczna, był także właścicielem koni powierzonych ważnym włoskim jeźdźcom. Jednakże jego największy i najbardziej wymowny przejaw miłości i pasji do jeździectwa ma bardzo konkretną nazwę: Club Europa – jego ośrodek jeździecki na obrzeżach Modeny, gdzie przez jedenaście lat – od 1991 do 2001 roku – odbywały się jedne z najważniejszych międzynarodowych zawodów w skokach przez przeszkody na świecie: „Pavarotti International”. Te zawody jeździeckie powiązane z wielkim koncertem „Pavarotti & Friends”, były wydarzeniem na najwyższym światowym poziomie, w którym sport, muzyka, rozrywka i szczytne cele (dochód z koncertu przeznaczony był na cele charytatywne) były nierozerwalnie ze sobą związane.
Malowanie i projektowanie
Nicoletta Mantovani, druga żona Pavarottiego powiedziała po śmierci Luciano: „Niewiele osób wie, że był malarzem i nawet z jego obrazów można wyczuć jego osobowość, to, że był trochę dzieckiem w środku”. Podczas dłuższego pobytu w USA tak bardzo tęsknił za Włochami, że zaczął uwieczniać ukochane zakątki na płótnie malarskim. Były barwne jak cała jego postać, jak jego ubiory. Malowanie było jednym z ulubionych hobby Pavarottiego. W 1986 roku wystawiał kolekcję własnych prac w Nowym Jorku wraz z wieloma innymi artystami z jego rodzimej Modeny.
Słynny tenor miał wielkie zdolności artystyczne w szerokim tego słowa znaczeniu i był nie tylko malarzem, ale i projektantem, bo dom w Modenie został w całości zaprojektowany przez niego, zaczynając od dachu, który otwiera się na dwie części i posiada przezroczystą szklaną część. Udało mu się przekształcić stary dom w dzieło sztuki, które mówi o nim samym. To dom z czerwonymi jak zasłony schodami przypominającymi scenę opery, z poręczami własnego projektu, z dominującym żółtym kolorem i mnóstwem okien, ponieważ Luciano kochał słońce. W domu znajduje się seria jego pięknych, kolorowych obrazów.
Rekordy
Pavarottiego bez wątpienia zaliczyć należy do najbardziej kochanych artystów w historii. Bezgraniczne uwielbienie fanów to jednak nie jedyne “rekordowe” osiągnięcie tenora, bo oprócz wspomnianych dziewięciu wysokich C i siedemnastu wywołań przed kurtynę, tenor ma w swoim dorobku dwa najprawdziwsze rekordy Guinnessa! Pierwszy z nich dotyczy największej liczby tzw. curtain calls, czyli wychodzenia na scenę na życzenie publiczności po zakończonym występie. Po zaśpiewaniu partii Nemorina w „Napoju miłosnym” Gaetana Donizettiego w Deutsche Oper w Berlinie 24 lutego 1988 roku oklaskiwano go przez godzinę i 7 minut, a zza kurtyny wywołano 165 razy!
Drugi rekord przyznano mu za najlepiej sprzedający się album z muzyką klasyczną, The Three Tenors in Concert, który nagrał wraz z Placido Domingo i José Carrerasem po serii słynnych koncertów zapoczątkowanych w Termach Karakalli w Rzymie dla 6000 widzów i 800 milionów telewidzów na świecie! Ten pierwszy koncert odbył się 7 lipca 1990 r. w przeddzień finału mistrzostw świata w piłce nożnej w Rzymie. Każdy z tenorów był wielkim fanem piłki nożnej! Zapis koncertu został wydany na wideokasetach przez wytwórnię płytową Polygram i płytach kompaktowych przez wytwórnię Decca, których sprzedaż przekroczyła, kolejno, 20 tysięcy kaset i 11 milionów egzemplarzy płyt. W sumie w ciągu 46 lat swej kariery sprzedał ponad 100 milionów płyt!
Jest takie moje ulubione nieformalne nagranie z próby przed koncertem trzech tenorów w Rzymie, na którym w towarzystwie dyrygenta Zubina Mehty śpiewają bardzo starą piosenkę neapolitańską napisaną w 1886 r. przez Francesco Paolo Tosti i Salvatore di Giacomo o nadmorskiej dzielnicy Neapolu z widokiem na Wezuwiusz. Nagranie doskonale ilustruje poczucie humoru Pavarottiego i jego ochotę do żartów.
Z innych niezwykłych wyników Pavarottiego warto wspomnieć o jego częstym… odwoływaniu koncertów. Niektórzy nazywali go wręcz “królem odwoływania”. Jak nietrudno się domyślić, wycofywanie się z przedstawień i recitali spowodowało napięte stosunki z niektórymi domami operowymi. Dyrektorka Lyric Opera of Chicago, Ardis Krainik, wyjawiła, że w ciągu 8 lat współpracy Pavarotti odwołał aż 26 z planowanych 41 wystąpień! Jak jednak podkreślała w filmie „Pavarotti” pierwsza żona Adua i flecista Andrea Griminelli, tenor odwołał wszystkie koncerty i spektakle operowe kiedy jego piętnastoletnia córka Giuliana poważnie zachorowała neurologicznie i przestała chodzić. Cały czas był przy niej i robił wszystko, żeby wyzdrowiała. Udało się.
Najpiękniejszym rekordem Pavarottiego była jednak jego działalność charytatywna i zebranie sumy przeszło półtora miliona dolarów na potrzeby uchodźców i dzieci w krajach ogarniętych wojną. ONZ nagrodziła go za to specjalnym wyróżnieniem i muszę przyznać, że niewiele na ten temat wiedziałam.
Genialny śpiewak 27 czerwca 1992 zagrał w Modenie pierwszy z cyklicznych koncertów charytatywnych z serii „Pavarotti and Friends”. Projekt okazał się wielkim sukcesem i trwał dziesięć lat. Występowały na scenie największe gwiazdy muzyki pop z całego świata jak Liza Minelli, Bono & The Edge, Queen, Eric Clapton, Celine Dion, Brian Adams, Elton John, Annie Lennox, Ricky Martin, Sting, Suzanne Vega, Andrea Bocelli, Enrique Iglesias, Mariah Carey, George Michael, BB King, Lionel Richie, Joe Cocker, Gloria Estefan, Stevie Wonder, Jon Bon Jovi, Spice Girls, Deep Purple, Gianni Morandi, Zuccero i wielu innych.
Pavarotti nie tylko dawał pieniądze na szczytne cele, ale chciał wiedzieć, czy budują szkoły, centra medyczne. Kiedy tylko mógł, starał się odwiedzać kraje i miejsca, do których kierowana była pomoc. Zbudował centra pomocy w Bośni, Gwatemali, Kosowie, Tybecie, Kambodży i Angoli. To dzieło pomocy kontynuowane jest do dziś przez La Fondazione Luciano Pavarotti.
Przesądy
Pavarotti zdecydowanie podpisywał się pod popularnym włoskim twierdzeniem, że lepiej być przesądnym niż nie być. Chociaż był bardzo wierzący i uduchowiony to mówił, że jest przesądny na wszelki wypadek. Jak większość swoich rodaków, bał się przechodzenia pod drabiną, unikał rozsypania soli i nie przepadał za liczbą 17. Był głęboko przekonany o tym, że kolor fioletowy przynosi pecha – nie chciał występować z Mirellą Freni ubraną w sukienkę tej barwy, choć śpiewaczka zapewniała go, że tkaninie bliżej do różu niż fioletu. Pierwsza żona artysty, Adua Veroni, twierdziła, że ze względu na swą nieobecność przy szczęśliwym narodzeniu pierwszej córki (Pavarotti świętował wówczas sukces Rigoletta), nie zdecydował się towarzyszyć jej także podczas kolejnych porodów – skoro pierworodna urodziła się zdrowa, to nie należało nic zmieniać w przebiegu tych niezwykłych chwil. Mirella Freni twierdzi, że nawet uwielbienie śpiewaka dla jedzenia należy przypisać jego przesądności. – Kto wie, czy nie uważał, że skoro odniósł sukces jako osoba z nadwagą, to lepiej, żeby tak zostało – zastanawiała się głośno w jednym z filmowych dokumentów poświęconych artyście.
Najsłynniejszym scenicznym rekwizytem Pavarottiego była trzymana w dłoni biała chusteczka. Uważał, że przynosi mu szczęście w występach i bał się pokazać na scenie bez niej. Wielką wagę przykładał też do… zgiętych gwoździ znajdywanych przed występem. Przyjaciele nierzadko rozsypywali je dla niego w kuluarach jako dobrą wróżbę. Artysta skrupulatnie je zbierał i dołączał do swojej szybko powiększającej się kolekcji. Włosi wierzą, że dotykanie żelaza przynosi szczęście. O tym jak bardzo Włosi są przesądni, mamy poświęcony temu tematowi osobny artykuł, bo ten wątek przewijał się na Italomanii wielokrotnie.
Trema
Choć Pavarotti zapełniał największe sale, sprzedał miliony płyt i nazywano go najlepszym tenorem w dziejach, to do końca nie odstępowała go straszliwa trema.
– Był kłębkiem nerwów przed każdym występem. Zawsze mówił: “Umrę”. A jednak kończył występy żywy – mówi Joseph Volpe, przyjaciel i dyrektor Metropolitan Opera w Nowym Jorku w filmie „Pavarotti”.
– Zawsze uważam, że mogło mi pójść lepiej – tak Luciano tłumaczył tremę.
Do tego dochodziło zgnębienie związane z ogromną sławą i odpowiedzialnością.
– Nakładam biały makijaż klowna. Patrzę na siebie w lustrze i mówię sobie: “Takie jest życie. Musisz wyjść. Musisz się śmiać, nawet jeśli w sercu jesteś martwy. Musisz zabawiać ludzi jak każdego wieczoru” – mówił Luciano.
Miłość i zaufanie do ludzi
Harvey Goldsmith organizator koncertów w filmie „Pavarotti” mówi: „Pavarotti miał najlepszą spośród wszystkich, których znam umiejętność sprawiania, że ludzie czuli się jakby był ich przyjacielem, jakby byli wyjątkowi”.
Nicoletta Mantovani w filmie „Pavarotti”: „On ufał ludziom, uważał, że każdy ma w sobie dobro, był zawsze radosny”. Pavarotti: „Nie mógłbym istnieć gdybym nie ufał ludziom”.
Opowieść Harvey’a Goldsmitha z filmu „Pavarotti”: „Na pierwszym koncercie zabrałem rodziców za kulisy. Cieszyli się na spotkanie z nim. On wyrzucił wszystkich innych z garderoby. Moja matka przyszła cała zapłakana. Pomyślałem: Boże, co się stało? Powiedzieli mi co się stało, byłem zaskoczony. On posadził moich rodziców i zaśpiewał dla nich arię”.
Opowieść z Nowego Yorku.
Największym zaszczytem / wspomnieniem L.P. jest, gdy zobaczyłem łzy radości mojej żony, kiedy spotkała wielkiego mistrza (o talencie, fizycznej posturze i przede wszystkim sercu) w NYC Tower Records.
Kolejka do niego stała na zewnątrz przez wiele przecznic, a pracownicy Tower byli wściekli i za wszelką cenę chcieli wyciągnąć go z salonu wytwórni, a salon zamknąć, ale on ich odprawił i został do 3 w nocy i wyszedł po WSZYSTKICH, którzy przyszli spotkać piękną duszę jego i zdobyć tyle autografów na albumie, zdjęć zrobionych z nim, z uściskami dłoni, przytulaniem i pocałunkami, że pozostaną w pamięci na całe życie. To był jeden z największych przejawów miłości do innych, jakie kiedykolwiek widziałem i przekroczył wszelkie zwykłe muzyczne występy tworząc braterstwo ludzi, duchową jedność w nas wszystkich, którzy tam byliśmy. Niech Bóg błogosławi jego wielką duszę za tę noc ze wszystkich nocy, aby zapamiętać ją na zawsze!
Miłość do życia i wdzięczność
„Boże Narodzenie, którego nigdy nie zapomnę”
Występował w najznakomitszych teatrach operowych świata, zarabiał wielkie gaże, miał wspaniałe role, uwielbienie widowni i szczęśliwe życie rodzinne. Mimo to stracił motywację do działania, występy nie budziły w nim entuzjazmu i „wszystko nagle straciło sens”. Zapłacił za lata życia w napięciu, za olbrzymi wysiłek, żeby zdobyć upragnioną pozycję, oraz presję doskonałości. Dotarł do miejsca, w którym poczuł, że „głos zdominował wszystko”. Popadł w melancholię, a potem w depresję.
Pavarotti: Miałem 40 lat. Byłem bogaty, sławny, u szczytu popularności. Gazety pisały, że jestem największym tenorem świata. Byłem rozchwytywany przez opery i firmy płytowe. Nadmiar pracy i zbyt wielki sukces zrujnowały mi ducha. Osiągnięcie różnych celów, jakie można sobie wymarzyć, wywołało we mnie uczucie znudzenia, niesmaku. Nawet w rodzinie, z żoną i córkami, już nie czułem się dobrze. Użalałem się bez sensu nad sobą i nad rzeczami, które tak naprawdę nie mają większego znaczenia. Byłem zaniepokojony taką sytuacją psychiczną, ale nie miałem sił, aby jakoś zareagować.
22 grudnia 1975 r., w czasie powrotu do domu na Boże Narodzenie samolotem z Ameryki, byłem pogrążony w rozważaniach. Po przylocie nad lotnisko Mediolan-Malpensa pilot zakomunikował, że jest mgła. Zrobił kilka okrążeń i pokusił się o lądowanie. Z powodu słabej widoczności samolot wypadł z pasów startowych. Gdy koło dotknęło nierównego terenu, skrzydło pochyliło się i pękło na połowę, jeden z silników wyleciał jak z procy, drugi – również odpadł. Samolot kontynuował swój szalony pęd, podskakując straszliwie. Gdy kikut skrzydła dotknął ziemi, samolot okręcił się wokół siebie, stanął dęba i – opadając – rozpadł się na dwie części.
Wewnątrz panował chaos. Ludzie krzyczeli, płakali, wzywali pomocy. Niektórzy próbowali wyskoczyć przez rozdarty kadłub. Zacząłem pomagać pasażerom, przede wszystkim dzieciom. Gdy udało nam się stanąć na ziemi, musieliśmy szybko uciekać, gdyż obawiano się w każdej chwili wybuchu.
Tej nocy, gdy wreszcie znalazłem się w domu z żoną i córkami, zdałem sobie sprawę, jak bardzo piękne i cenne jest życie. Wszystko wydało mi się ważne: ogołocone drzewa w ogrodzie, psy, które skakały wokół mnie, stare ubranie, każdy szczegół mego domu. Nie mogłem zmrużyć oka. Ciągle snułem się po pokojach, patrzyłem na śpiące spokojnie córeczki. Nuda, apatia, które od miesięcy tak mi ciążyły, zniknęły zupełnie. Następne kilka dni przeżyłem w euforii dziecka. Pomagałem zrobić żłóbek, kolędy wzruszały mnie do łez. Stałem się innym człowiekiem. Od tej gwiazdki rozpoczęło się moje drugie życie. Ten dramatyczny incydent, w czasie którego stanąłem twarzą w twarz ze śmiercią, stał się żywym ładunkiem na dalsze życie”.
Zabrał się do pracy z takim samym entuzjazmem jak w młodości i zrzucił 40 kilogramów, co sprawiło, że czuł się wiarygodnie w rolach, w które się wcielał na scenie. W wypadku lotniczym dostrzegał znak z góry.
„My, ludzie, mamy pewną – dość paskudną – wadę, gdy tylko przestajemy doznawać w życiu nieprzyjemności, natychmiast przestajemy doceniać jego lepsze strony. Więcej – przestajemy nawet je dostrzegać (…), a życie jest czymś, co nie tylko niesie radość, ale i czymś, za co winniśmy być wdzięczni losowi” – podkreślał Pavarotti.
Wdzięczność to coś, co zwraca uwagę w całej jego postawie.
Na końcu prezentacji puściłam nagranie, które mnie urzekło i które w moim odczuciu nawiązuje w pewien sposób do dziecięcej prostoduszności Maestro, o której pisał w książce „Luciano Pavarotti. Legenda Opery” Candido Bonvicini dziennikarz z Modeny, przyjaciel Pavarottiego ze szkolnej ławy.
Przypisy
- Zdjęcie tytułowe – https://noidicalabria.it/in-calabria-lo-splendido-murale-in-omaggio-a-luciano-pavarotti/
- Candido Bonvicini „Luciano Pavarotti. Legenda opery” 1992
- https://www.gaeta.it/lucefest-il-festival-di-street-art-che-celebra-luciano-pavarotti-in-un-borgo-calabrese
- https://operaclick.com/editoriali/luciano-pavarotti-addio-alla-vita
- https://www.gazzettaitalia.pl/pl/najpotezniejszy-glos-italii/
- https://encyklopediateatru.pl/artykuly/278476/pavarotti-krol-zycia-krol-opery#
- https://www.metopera.org/discover/archives/notes-from-the-archives/from-the-archives-pavarotti-at-the-met/
- https://dilei.it/vip/nicoletta-mantovani-che-fine-ha-fatto-la-moglie-di-pavarotti/515723/
- https://film.wp.pl/luciano-pavarotti-wielki-spiewak-zwyczajnych-ludzi-6409140540463233a
- https://www.ilsussidiario.net/news/luciano-pavarotti-il-cancro-al-pancreas-e-leredita-del-pavarotti-friends/1915152/
- https://www.osservatorioroma.com/2023/01/21/luciano-pavarotti-il-tenore-pop-che-ha-fatto-cantare-il-mondo/
- https://lente-magazyn.com/luciano-pavarotti-4-rzeczy-ktorych-nie-wiedziales-o-wielkim-tenorze/
- https://en.wikipedia.org/wiki/Pavarotti_%26_Friends
- https://www.onet.pl/sport/onetsport/gwiazdor-marzyl-by-miec-syna-gdy-sie-urodzil-stalo-sie-cos-strasznego/6ryxm4v,d87b6cc4
- https://www.quotidiano.net/magazine/pavarotti-e-i-cavalli-un-amore-international-67cb66b2
- https://wiadomosci.wp.pl/wloskie-media-o-pavarottim-mistrz-liryki-operowej-6036265090618497a
- https://www.niedziela.pl/artykul/68112/nd/Boze-Narodzenie-ktorego-nigdy-nie-zapomne
- https://www.cavallo2000.it/article/omaggio_a_pavarotti_grande_uomo_di_cavalli
- https://www.kobieta.pl/tak-zyjemy/kultura/filmy-i-seriale/film-pavarotti-wspaniala-opowiesc-o-tenorze-wszech-czasow-190731124639/
- https://en.italy4.me/famous-italians/luciano-pavarotti.html