Muszę się przyznać, że chodząc po Łodzi ciągle byłam jeszcze na Helu, z którego wróciłam zachwycona dwa dni wcześniej i stale miałam w uszach szum morza i szum wiatru od zatoki, a w oczach nieludzko przystojnych surferów! Wyjątkowo trudno przychodziło mi skupienie się na miejskich zabytkach więc z góry przepraszam, jeśli w mojej relacji odbiją się luki w pamięci.
Łódź to wielowiekowa, wielowątkowa i wielokulturowa historia, którą trudno zmieścić w takim raporcie więc to muszą być nieuniknione skróty, ale postaram się oddać choć trochę ducha tego miasta, z którego, jak się okazało pochodził dziadek Mai i o którym nic w rodzinie praktycznie nie wiadomo poza tym, że świetnie znał niemiecki i w Bydgoszczy pojawił się już jako przedsiębiorca. Dla Mai to wielka zagadka do rozwikłania i rodzinne wyzwanie.
Łódź z czasów swojej świetności to z jednej strony nowoczesne, utylitarne fabryki, a z drugiej pałace plutokracji i po dwudniowym poznawaniu miasta i opowieściach pań przewodniczek trochę to poczuliśmy. Łódzcy lodzermensche mieli pieniądze, ale nie zawsze znali się na sztuce. Wyśmiewał ich gusta Władysław Reymont w „Ziemi obiecanej”. Lodzermensch (niem. lodzer – łódzki, mensch – człowiek) to określenie mieszkańca zindustrializowanej Łodzi z końca XIX i pierwszej połowy XX wieku i pierwszym był Ludwik Geyer, którego Białą Fabrykę zwiedzaliśmy w niedzielę. Lodzermenscha cechowała wyjątkowa pracowitość i wytrwałość ze zdolnością do dużych wysiłków oraz duża przedsiębiorczość. To był też człowiek bez uprzedzeń, szanujący sąsiada.
Wielkie fortuny fabrykantów zachęcały do działań filantropijnych i były to działania ponad podziałami, o których opowiadała nasza przewodniczka, a my wzdychaliśmy za takimi klimatami. Jedną z pierwszych wspólnych inicjatyw miejscowych przemysłowców była np. prawosławna cerkiew pw. św. Aleksandra Newskiego. W skład komitetu budowy weszli najwięksi przedstawiciele łódzkiej burżuazji przemysłowej – m.in. ewangelicy Scheibler i Herbst, żyd Poznański oraz katolik Heinzel. Cerkiew wybudowano w ciągu zaledwie jednego miesiąca. Był to dopiero początek współpracy ponad podziałami. Kiedy wznoszono katolicki kościół na Rynku Fabrycznym (dziś jest to archikatedra pw. św. Stanisława Kostki), witraże od północy ufundowali łódzcy Żydzi, od południa ewangelicy, chór luteranie Matylda i Edward Herbstowie, a dzwon został odlany w pobliskich zakładach Czecha Józefa Johna.
Łódź ery wielkoprzemysłowej była miastem praktycznie wolnym od ksenofobii. Nieprzymuszony i dobrowolny miejscowy ekumenizm i tolerancja religijna w praktyce spowodowały niezwykły rozwój wszelkich wyznań chrześcijańskich – miasto np. przed wojną było największym na ziemiach polskich ośrodkiem baptystów, mariawitów oraz Świadków Jehowy. Po niegdysiejszym tyglu religijnym pozostało kilkadziesiąt kościołów i związków wyznaniowych, które nadal odciskają swoje piętno, choć nie tak wyraźne, jak kilkadziesiąt lat temu.
Przygodę z Łodzią, którą zawdzięczamy naszemu ulubionemu Il Volo i Januszowi, którego syn opracował listę największych atrakcji Łodzi, zaczęliśmy od Pałacu Herbsta i zgodnie z prognozami powitały nas ciężkie chmury i wiszący w powietrzu deszcz, który zresztą po wyjściu już nas dopadł, a Beatka założyła pelerynkę, która zrobiła furorę i którą potem nabywaliśmy w Tchibo.
Pierwszy etap „zwiedzania” to kawiarnia mieszcząca się od strony pięknego parku w dawnej oranżerii i bardzo szkoda, że nie mogliśmy posiedzieć w parkowym kawiarnianym ogródku zatopionym w olbrzymich tujach, ale park obeszliśmy i podziwialiśmy.
To był tylko mały przedsmak podziwu jaki wywołał w nas Pałac Herbsta, który zrobił niesamowite wrażenie dopiero co opuszczonej przez ich właścicieli rezydencji. Te wszystkie codzienne przedmioty, bibeloty, szale, kufry z ubraniami, koronkowe peniuary, skrzynie z mapami i pamiątkami z podróży, zabawki porzucone przez dzieci, otwarte książki i pisma niemal zachęcały do zamieszkania w pałacu! Brak jakichkolwiek tablic, folderów i innych podpowiadaczy spowodowany względami bezpieczeństwa pogłębiał wrażenie bezpośredniego obcowania z prywatnymi wnętrzami.
Muzeum Pałac Herbsta przy ul. Przędzalnianej 72 to historia rodziny Herbstów i Scheiblerów wpisana w Księży Młyn czyli dawną osadę przemysłową powstałą nad rzeką Jesień. Potężne przedsiębiorstwo włókiennicze Scheiblerów miało fundamentalne znaczenie dla rozwoju przemysłu włókienniczego w Łodzi.
Karol Wilhelm Scheibler (1820-1881), obywatel belgijski, przybył do Łodzi w połowie XIX wieku. Wydzierżawił od miasta tereny przy Wodnym Rynku, a w 1869 r. był już właścicielem nowoczesnego, wielowydziałowego przedsiębiorstwa. W 1870 roku kupił graniczące z Wodnym Rynkiem posiadłości wodno-fabryczne Księży Młyn i Młyn Wójtowski i kolejno wznosił na terenie Księżego Młyna budynki przędzalni, tkalni i równolegle osiedle dla pracowników.
Budowę rezydencji Herbstów, która była integralnym elementem zespołu fabryczno-mieszkalnego rozpoczęto prawdopodobnie ok. roku 1875, w związku ze ślubem Matyldy Scheibler z Edwardem Herbstem, dla których dom był przeznaczony. Dom został zaprojektowany jako jednopiętrowa neorenesansowa willa, a obok wzniesiono budynek tzw. dużej sali (sali balowej), z której można było przejść przez przeszklony łącznik do oranżerii, obecnej kawiarni, w której zasiedliśmy na początku. W sąsiedztwie willi wybudowano piętrową oficynę gospodarczą.
Rezydencja pozostawała w rękach rodziny Herbstów do roku 1942. Mieszkały tam dwa pokolenia: najpierw Matylda i Edward, a później ich syn Leon z żoną Aleksandrą. Po śmierci Leona (1942) Aleksandra wyprowadziła się z Łodzi. Po wojnie budynki były użytkowane przez różne instytucje m.in. ORMO i totalnie zdewastowane i dopiero po przejęciu ich w 1976 r. przez Muzeum Sztuki w Łodzi rozpoczęto kapitalny remont i adaptację do celów wystawienniczych.
Muzeum zostało otwarte w 1990 r. i w tym samym roku Międzynarodowa Federacja Towarzystw Odnowy Europejskiego Dziedzictwa Kulturalnego i Naturalnego uhonorowała Muzeum medalem Europa Nostra, który został przyznany za „olśniewającą renowację rezydencji Herbstów i konserwację oryginalnego piękna willi”. Był to pierwszy medal nadany obiektowi w Polsce.
Nie była to jedyna nagroda przyznana muzeum.
Muzeum Pałac Herbsta to nie tylko historyczna rezydencja, ale także Galeria Sztuki Dawnej mieszcząca się w powozowni i udostępniająca zbiory dawnego malarstwa, rzeźby, grafiki oraz rzemiosła artystycznego. Chociaż ilościowo kolekcja nie jest zbyt duża to zawiera dzieła wybitnych malarzy m.in. Chełmońskiego piękne „Powitanie słońca – żurawie”, Wyspiańskiego „Śpiący Mietek”, Matejki „Sobieski w Częstochowie”, Rodakowskiego słynny „Portret matki”, obrazy Wyczółkowskiego, Boznańskiej, Hofmana, Gierymskiego, Malczewskiego, Kossaka.
Kiedy zrobiłam już kolaż z obrazów, którego bazę stanowią urzekające żurawie o świcie, trafiłam na informację, która mnie zelektryzowała. Otóż twórcy filmu animowanego o życiu Vincenta Van Gogha, pracują nad nową produkcją. Teraz opowiedzą historię „Chłopów” Władysława Reymonta. Dorota Kobiela, reżyserka i scenarzystka filmu „Chłopi” wyznała: „Po latach pracy nad filmem o Vincencie van Goghu poczułam silną potrzebę, by opowiedzieć o kobietach: ich zmaganiach, pasji i sile”. Filmowe kadry przypomną nam dzieła wielkich artystów takich jak: Józef Chełmoński, Ferdynand Ruszczyc, czy Leon Wyczółkowski. Film ma być gotowy w 2022 r. Zwiastun koncepcyjny zaczyna się akurat ożywieniem żurawi Chełmońskiego.
Ciekawie się to splata, bo przecież o włókienniczej Łodzi, którą w „Ziemi obiecanej” opisał Reymont mówi się, że to miasto kobiet, bo właśnie kobietom to miasto wiele zawdzięcza. W dużej mierze to dzięki ich ciężkiej pracy w „lekkim” pozornie przemyśle włókienniczym miasto wyrosło i rozwijało się. W Łodzi działa Fundacja Łódzki Szlak Kobiet, która organizuje spacery, warsztaty, spotkania zwieńczone filmami o wybitnych, często zapomnianych łodziankach.
Wiceprezydent miasta Małgorzata Moskwa-Wodnicka podkreśla, że historia Łodzi to także, a może przede wszystkim, historia łódzkich kobiet. „To robotnice, matki, babcie sprawiały, że nasze miasto rozwijało się w tak niebywale bujny sposób, to nasze działaczki społeczne dbały o przyszłość i edukację młodzieży, a żołnierki, kobiety szpiedzy w czasie wojny walczyły o wolność naszego kraju. To właśnie Łódź była obok Warszawy najważniejszym centrum wywiadu Armii Krajowej z Haliną Szwarc na czele. Bez łódzkich kobiet i słynnego strajku głodowego z 1971, bez postawy naszych robotnic w 1981 roku i bez gigantycznej cierpliwości i siły kobiet po upadku naszego przemysłu w 1990 roku nie byłoby współczesnej nowoczesnej Łodzi. Jesteśmy jednym z niewielu miast w Polsce gdzie aż trzy kobiety są w ścisłych władzach miasta z Panią Prezydent Zdanowską na czele. Hasło „Łódź jest Kobietą” nie jest zatem jedynie wymysłem PRowym, ale realnym opisem rzeczywistości miejskiej gdzie na stu mężczyzn przypada aż 120 kobiet. Bo Łódź nie tylko jest kobietą, ale jest także kobietą dumną” – dodała wiceprezydent.
Pamiętajmy o wielokulturowym podłożu historycznym miasta i o artystkach takich jak Irena Tuwim, bez której pewnie nasze dzieci nie znałyby Kubusia Puchatka – dodaje Marta Zdanowska, która przygotowywała propozycje spacerów.
Jakoś w historycznych opowieściach naszych pań przewodniczek ten kobiecy aspekt Łodzi nie był podkreślany, takie przynajmniej jest moje wrażenie. Bo przecież to nie kobiety projektowały i budowały domy, pałace czy fabryki, to nie kobiety nimi zarządzały.
Głównymi bohaterami powieści Reymonta też są trzej mężczyźni „robiący pieniądze”, z których jeden jest Polakiem (Karol Borowiecki), drugi Niemcem (Max Baum), trzeci Żydem (Moryc Welt), co dobrze oddaje wielokulturowość Łodzi. Razem zakładają fabrykę, łączy ich wspólny interes, wspólne poczucie, że należą do grupy Lodzermenschów. Reymont, który zbierając materiały do powieści w 1896 r. przebywał w tym mieście przez rok (mieszkał już wtedy w Warszawie), porównał tworzenie się kapitalistycznej Łodzi do monstrum niszczącego zwykłych ludzi, a z drugiej strony wykrzywiającego psychicznie właścicieli wielkich fortun.
W plebiscycie Muzeum Kinematografii w Łodzi z 2015 roku, „Ziemia obiecana” zajęła pierwsze miejsce na liście najlepszych filmów polskich wszech czasów. Warto przypomnieć sobie klimat tego filmu i Łodzi z przełomu XIX i XX wieku.
Z Pałacu Herbsta udaliśmy się na szybki obchód (zimno, mokro i czekająca przewodniczka) unikatowej w skali świata zabytkowej ceglanej dzielnicy Księży Młyn przy ul. Przędzalnianej i Tymienieckiego, kandydata do wpisu na listę UNESCO.
Zespół urbanistyczny „Księży Młyn” to największy zabytkowy kompleks fabryczny Łodzi, powstały w drugiej połowie XIX wieku na miejscu dawnej osady młyńskiej, należącej do miejscowego plebana; stąd też wywodzi się jego nazwa. W skład kompleksu wchodzą budynki fabryczne, osiedla mieszkaniowe, rezydencje właścicieli, wille dyrektorskie, szkoła, szpitale, remiza straży pożarnej, gazownia, klub fabryczny, a także ogrody i parki. Dziś Księży Młyn jest magnesem przyciągającym turystów, artystów i fotografów. Apartamenty w zrewitalizowanej fabryce wykupiły już gwiazdy kina i sportu z całej Polski. W niebanalnych przestrzeniach pofabrycznych organizowane są ciekawe wydarzenia kulturalne, festiwale, pokazy mody, a dawne wille i pałace są dziś siedzibą muzeów. Księży Młyn przyciąga też filmowców, bo Andrzej Wajda kręcił tu ekranizację „Ziemi obiecanej”, Filip Bajon – „Lepiej być piękną i bogatą” (kinowy przebój z początku lat 90. z Adrianną Biedrzyńską i Danielem Olbrychskim), a BBC zaaranżowało w Księżym Młynie plan zdjęciowy serialu „Dzwony wojny”.
Warto zaznaczyć, że 17 lutego 2015 r. w Pałacu Izraela Poznańskiego, czyli celu naszej przyszłorocznej wyprawy, odbyła się uroczystość wręczenia prezydent Łodzi Hannie Zdanowskiej przez prezydenta Komorowskiego rozporządzenia o uznaniu wielokulturowego krajobrazu miasta przemysłowego Łodzi za Pomnik Historii. Wśród obiektów objętych tytułem Pomnika Historii są wszystkie miejsca zwiedzane przez nas w sobotę i w niedzielę łącznie z ulicą Piotrkowską.
Kiedy Joasia pisała na Whatsappie o pani przewodniczce, którą poznała przy okazji jakiegoś kongresu medycznego i padło nazwisko Pędziwiatr, byłam pewna, że to taka turystyczna, wesoła ksywka więc gdy w piekarnio-restauracji BREDNIA zobaczyłam czerwono-żółtą wesołą, energiczną baryłeczkę z rudą burzą loków na głowie, która przedstawiła się: Elżbieta Pędziwiatr, ogarnęła mnie wesołość.
Pani Ela okazała się niezwykle sympatyczną osóbką opowiadającą z uczuciem i emocjami różne ciekawe historie i czuło się jej miłość do tego miasta i zaangażowanie w opowieści, na co dodatkowo mógł mieć wpływ fakt, że było to dla niej pierwsze oprowadzanie od marca. Można zaryzykować stwierdzenie, że byliśmy pierwszą wymarzoną grupą.
Zwiedzanie ulicy Piotrkowskiej pięknie odnowionej, a zaprojektowanej w tej odnowie przez syna Joasi, zaczęliśmy od posilenia się we wspomnianej BREDNI mieszczącej się w Kamienicy pod Gutenbergiem przy Piotrkowskiej 86. Budynek ma oryginalną, jedną z najpiękniejszych na świecie eklektyczną elewację – łączy elementy neogotyku, neorenesansu, baroku i secesji. Bogata w fantastyczne detale (liście, kwiaty, amorki, maszkarony, wieńce) fasada domu przyciąga wzrok przechodniów. Na pierwszy plan wysuwają się potężne metalowe smoki z halabardami. Pomiędzy nimi widać posąg Jana Gutenberga – tutaj bowiem wydawano “Lodzer Zeintung” najstarszą łódzką gazetę. Czekał nas długi spacer, bowiem Piotrkowska liczy 4,2 km i zaczyna się Placem Wolności, a kończy Placem Niepodległości.
W podwórzu obok pod nr 88 podziwialiśmy piękną wiszącą kuczkę, najsłynniejszą w Łodzi. Cóż to takiego? Kuczki to były szałasy budowane w święto Sukkot obchodzone na pamiątkę 40-letniej wędrówki Żydów przez pustynię z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Święto Szałasów (Namiotów) jest ruchome na przestrzeni września i października, ale co roku przez tydzień Żydzi mieszkają i jedzą posiłki w szałasach. Na posiłki zaprasza się zarówno przyjaciół, jak i osoby ubogie, bezdomne i samotne. Sukka, czyli szałas świąteczny, a po staropolsku – kuczka musi posiadać minimum trzy stabilne ściany, wykonane z dowolnego materiału. Budulcem dachu mogą być wyłącznie rośliny, np. gałęzie drzew, bambus, bo Sukka powinna stać pod otwartym niebem i jej dach powinien być dziurawy, by w nocy widać było gwiazdy. Wnętrze jest bogato zdobione malowidłami, owocami, kwiatami, gałęziami drzew owocowych, a czasem nawet kobiercami.
Szałas symbolizuje nietrwałość, ale też stałą opiekę Stwórcy, więc święto jest bardzo radosne.
Ze względu na nasz klimat kuczki przybierały formę altanek lub ganków. Kuczka, którą oglądaliśmy jest cudem sztuki inżynierskiej, ponieważ posiada dach otwierający się na boki za pomocą specjalnego mechanizmu. Chyba nigdzie indziej w Polsce nie zachowało się tak wiele kuczek będących świadectwem bogatej kultury żydowskiej w tym mieście. Przed wybuchem II Wojny Światowej Łódź zamieszkiwało ponad dwieście tysięcy Żydów, co stanowiło około 35 % ogólnej ludności miasta. Zagłada przyniosła kres tamtemu dawnemu światu, jednak tu i ówdzie nadal można doszukać się śladów bytności przedwojennych mieszkańców wyznania Mojżeszowego, żyjących niegdyś na tej Ziemi Obiecanej.
Esplanada przy Piotrkowskiej 100a to dawny Dom Handlowy Hugo Schmechela i Juliana Rosnera z 1909 r. i jeden z najpiękniejszych secesyjnych budynków w całym mieście. Wysokie okna parteru i pierwszego piętra wieńczy piękna witryna w postaci zdobionego łuku. Na szczycie piętrowego budynku znajduje się kaduceusz tj. starożytna, symboliczna laska, która była atrybutem Hermesa, boga handlu i kupców oraz posłańca bogów Olimpu. Choć zmieniali się właściciele to tradycja gastronomiczna lokalu przetrwała od 1928 r. tj. otwarcia kawiarni Esplanada.
Idąc dalej Piotrkowską natrafiamy w ramach Galerii Wielkich Łodzian tj. pomników w brązie ustawianych przy głównej ulicy, na ławeczkę Juliana Tuwima odsłoniętą w 1999 r. przed Pałacem Juliusza Heinzla z 1882 r. autorstwa Wojciecha Gryniewicza. Pałac jest siedzibą Urzędu Wojewódzkiego i Urzędu Miasta Łodzi. Fasadę pałacu w stylu eklektycznym nawiązującym do renesansu berlińskiego wieńczy rzeźbiarska kompozycja figuralna, przedstawiająca alegorie Wolności, Przemysłu i Handlu. Od 29 lipca 1998 roku, codziennie z balkonu pałacu, w południe, odgrywany jest hejnał Łodzi.
W dalszej części Piotrkowskiej znajduje się Pałac Juliusza Kindermanna zaprojektowany przez architekta Karla Seidla w 1907 r. i wzorowany na budowlach włoskiego renesansu. Mozaika na fasadzie budynku została stworzona przez wenecką firmę Antonio Salviatiego. Pałac jest siedzibą Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Postawiono przed nim pomnik Władysława Reymonta nazywany Kufrem Reymonta, ponieważ pisarz siedzi na kufrze podróżnym z notatnikiem w ręku, w którym zapisany jest fragment z powieści „Ziemia obiecana”:
Łódź się budziła…
Olbrzymie fabryki…
budziły się z wolna,
buchały płomieniami
ognisk… zaczynały
żyć…
Przemierzając Piotrkowską dotarliśmy na unikatowy w skali świata Dworzec Tramwajowy Piotrkowska Centrum (otwarcie 2015 r.), stylizowany na ogromny secesyjny witraż, zwany „Stajnią jednorożców” lub „Katedrą”, z pomnikiem jednorożca w pobliżu. Szkoda, że nie przeszliśmy na drugą stronę ulicy i nie obejrzeliśmy pomnika, bo jest bardzo ciekawy i od początku stał się lokalną atrakcją. Rzeźbę odsłoniętą w 2019 r. stworzył japoński artysta Tomohiro Inaba. Mityczne zwierzę ma 4 metry długości i wygląda tak, jakby właśnie magicznie rozpływało się w powietrzu.
Co do podziwianej przez nas wiaty to Pani Ela mówiła, że projektant architekt Jan Gałecki puścił wodze wyobraźni i zrobił wzorowaną na architekturze secesji, będącą historycznym elementem miasta, plątaninę stalowych pionów, poziomów i łuków nie mając większej nadziei na realizację jego projektu (wpłynęło 178 prac), a tymczasem wygrał konkurs i wykonawcy mieli niezły orzech do zgryzienia. Projekt i tak ze względów technicznych i bezpieczeństwa wymagał pewnych zmian i Łodzianie obawiali się, że kolorowy dach, czyli to, co robi największe wrażenie, zostanie przerobiony na tradycyjny, a najwięksi pesymiści wieszczyli wręcz, że zamiast witraży zostanie zastosowana blacha falista. Na szczęście projekt został obroniony.
Dach stworzony z przezroczystej membrany EFTE imituje technikę witrażu w kolorach z nowego logo Łodzi. Zanim wyprodukowane w Japonii tworzywo o łącznej powierzchni 3000 m2 dotarło do Łodzi, zostało zabarwione we Włoszech – jest to największy na świecie dach budynku wykonany w takiej technologii. Zwycięzca konkursu mówił: „Przystanek Piotrkowska – Centrum najpiękniejszy będzie o zachodzie słońca, gdy światło będzie podkreślało jego konstrukcję”. Przy ołowianym niebie w popołudniowych godzinach nie mieliśmy okazji tego przeżyć.
Następną ciekawostką, ale tym razem kameralną i mocno kontrowersyjną była rzeźba nazwana „Dupa Tuwima” umieszczona w podwórku przy Piotrkowskiej 118 w galerio-kawiarni „Surindustrialle”. Przy okazji wspomnę, że „Surindustrialle” znajduje się w gronie finalistów plebiscytu na Najlepszą Miejscówkę w Łodzi. Magiczny klimat tego miejsca organizującego różne wydarzenia kulturalne tworzą niesamowite instalacje spawalnicze. W lokalu można zrelaksować się przy filiżance dobrej herbaty, kawy lub czekolady, siedząc w fantazyjnych fotelach czy na nietypowych ławeczkach i na takim stojącym na zewnątrz fotelu skojarzonym natychmiast z dentystycznym, Ela i Małgosia zrobiły mały happening i Ela wyglądała jak prawdziwa dentystka sadystka.
Wisząca w oknie rzeźba autorstwa grupy artystycznej B.I.E.D.A. powstała w 2013 r. z okazji obchodów roku Tuwima urodzonego i wychowanego w Łodzi i jej odsłonięcie na ścianie obok toalety w kinie Charlie gdzie każdy mógł pocałować Tuwima w d. było symboliczną, nieoficjalną inauguracją obchodów, ale bardzo kontrowersyjną i oprotestowaną m. in. przez córkę poety Ewę Tuwim-Woźniak. Cytuję fragment jej oświadczenia:
“Umieszczenie rzeźby przedstawiającej jakąkolwiek cześć ciała ludzkiego, której obnażenie w miejscu publicznym uznawane jest w naszej cywilizacji za gest poniżający lub obraźliwy i ordynarny i nadanie tej rzeźbie tytułu, w którym zawarte jest nazwisko Juliana Tuwima jest wynikiem bardzo nieinteligentnej, a może wręcz nieprzyjaznej Julianowi Tuwimowi interpretacji zawartości jego wiersza pod tytułem ‘Wiersz w którym…’. Nie bez powodu Julian Tuwim nigdy nie zgodził się na rozpowszechnianie tego wiersza”. Stało się to dopiero po jego śmierci i wbrew woli autora i rodziny. Czy w pogoni za sensacją, skandalem i kontrowersją wola jakiegokolwiek znanego zmarłego lub jego rodziny jest jeszcze gdziekolwiek honorowana?
Kiedy Urząd Miasta postanowił rozbudować Szlak Bajkowy o bohaterów znanych z wierszy Tuwima, fundacja chroniąca spuściznę poety złożyła protest, bo to kłóciło się im z publicznym eksponowaniem rzeźby prezentującej cztery litery.
Rzeźbę przeniesiono na prywatne podwórko przy Piotrkowskiej 101 naprzeciwko ławeczki z Tuwimem, a w związku z remontem kamienicy na podwórko, w którym byliśmy. Z szacunku do woli poety i jego spadkobierców nie zacytuję tu wiersza umieszczonego pod rzeźbą. Powiem szczerze, że zaskoczyło mnie umieszczenie rzeźby na surowej płycie paździerzowej podczas gdy całe otoczenie lokalu jest starannie artystycznie zaaranżowane…
Pasaż Róży, czyli podwórko przy Piotrkowskiej 3 łączące główną ulicę Łodzi z ul. Zachodnią to kolejna unikatowa łódzka perełka. To niezwykle pracochłonny projekt realizowany przez dwa lata (2013-2014) z udziałem wielu instytucji i grona artystów z łódzkiej ASP, którego autorką jest artystka Joanna Rajkowska od naszej warszawskiej palmy.
Pasaż Róży dostał w tym roku szczególne wyróżnienie. Z okazji 15. rocznicy uruchomienia Map Google przyznało Złotą Pinezkę najbardziej docenionym przez użytkowników atrakcjom turystycznym. Każde z 16 województw otrzymało jedną nagrodę. W całym województwie łódzkim wyróżniono Pasaż Róży, bo właśnie to miejsce skradło serca turystów!
To bardzo osobisty projekt, który wziął się z zachwytu, że córka artystki – Róża nie straciła wzroku w wyniku ciężkiej choroby. Jednak po chemioterapii jej chora siatkówka oka daje inny obraz świata i możliwe, że jej sposób percepcji rzeczywistości polega również na scalaniu w całość fragmentów jednego obrazu. Kawałki luster, którymi wyłożone są ściany kamienic dają złudzenie rozbicia luster i do przechodniów należy podjęcie wysiłku złożenia fragmentów rzeczywistości na nowo. Joanna Rajkowska mówi: „Mozaika miała być ‘oczami’ kamienicy, która nas widzi, obserwuje. Ma też inne właściwości, na których mi zależało. Sposób, w jaki odbija światło, sprawia, że przesunięcie patrzącego o milimetr produkuje inny obraz. Daje to efekt niestabilności obrazu, jego oczywistą zależność od punktu widzenia, jego rozbicie”. Bardzo szkoda, że gonieni trochę przez przewodniczkę nie mogliśmy pokontemplować tego miejsca, nawet nie weszliśmy do końca podwórka. Miałam duże uczucie niedosytu i może za rok zajrzymy tam jeszcze np. w pełnym słońcu i zobaczymy to wyjątkowe miejsce z wyjątkowym przesłaniem w innym świetle.
Artystyczne podwórko przy Więckowskiego 4 to część planu renowacji zabytków i rewitalizacji miasta w ramach projektu „Mia100 Kamienic”. Ta koncepcja łącząca praktyczną potrzebę odświeżenia zabytkowych nieruchomości z formami artystycznego wyrazu tchnęła życie w łódzkie śródmieście. Trzeba przyznać, że pokryta wielkoformatowymi gresami ściana budynku, to prawdziwe dzieło sztuki. Techniczna strona przedsięwzięcia była zasługą Ceramiki Tubądzin. Elewacje budynku są reprodukcjami dwóch obrazów artysty- Wojciecha Siudmaka. „ Narodziny Dnia” i „Ptaki w raju”. Wojciech Siudmak pochodzący z Wielunia to mieszkający we Francji światowej sławy malarz i rzeźbiarz, przedstawiciel realizmu fantastycznego, którego twórczością rządzi dewiza: Tylko marzenie może przekroczyć wszelkie bariery.
Pomnik łódzkich fabrykantów kojarzący się z bohaterami „Ziemi Obiecanej”, których nasza przewodniczka czule głaskała po głowie i obejmowała, znajduje się przy Piotrkowskiej 30/32. Został odsłonięty w roku 2002. Autorem rzeźby jest Marcel Szytenchelm. Pomnik przedstawia: Karola Scheiblera budowniczego m. in. kompleksu fabrycznego na Księżym Młynie, Izraela Poznańskiego budowniczego potężnej fabryki przy ul. Ogrodowej, dzisiejszej Manufaktury oraz Henryka Grohmana dziedzica imperium fabrycznego Ludwika Grochmana, a także budowniczego swojego zakładu. Fabrykanci zasiadają przy dużym stole, przy którym znajdują się także wolne miejsca zachęcające przechodniów do dołączenia.
Przemierzając Piotrkowską mijaliśmy pod stopami Aleję Gwiazd Łódzkiej Drogi Sławy, na pomysł której w 1996 r. wpadł Juliusz Machulski na wzór hollywoodzkiej Walk of Fame, bo przecież legendarna Łódzka Filmówka czyli Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. L. Schillera i jej absolwenci znani są nie tylko w Polsce, ale i szeroko na świecie.
Bardzo ciekawe, szczególnie dla miłośników kina, jedyne w Polsce Muzeum Kinematografii mieszczące się w dawnym pałacu Karola Scheiblera przy Pl. Zwycięstwa 1 jest w remoncie, ale za rok powinno działać.
Jedna z gwiazd upamiętnia wyjątkowego twórcę, wielkiego czarodzieja kina, o którym opowiadała przewodniczka, a mianowicie Władysława Starewicza (1882-1965) pioniera i wirtuoza poklatkowego filmu lalkowego, twórcy pierwszego w historii filmu lalkowego, który wszedł do dystrybucji kinowej. Starewicz był pierwszym polskim animatorem i jednym z pierwszych w świecie twórców animacji, genialnym eksperymentatorem, specjalistą od nowatorskich efektów specjalnych i pasjonatem entomologii, od której zaczęła się jego wspaniała przygoda z filmem animowanym. Bohaterami jego pierwszego filmu „Walka żuków” były spreparowane żuki jelonki, które artysta na nowo ożywił. Przy pomocy drucików przymocował ponownie ich kończyny, ubrał w kostiumy rycerzy, a następnie poruszał, utrwalając, klatka po klatce, kolejne fazy ruchu. Tak jak stare dobre bajki, również pełne fantazji i mądrości filmy Starewicza nie utraciły swoich walorów.
Ostatnią atrakcją na Piotrkowskiej był Pomnik Artura Rubinsteina z 2000 r. nazywany Fortepianem Rubinsteina, którego podniesiona klapa przypomina ptasie skrzydło. Okazuje się, że przeciw ustawieniu pomnika autorstwa Marcela Szytenchelma protestowała rodzina Artura Rubinsteina, z którą projekt nie był konsultowany, a rodzina nawet nie zaproszona na jego odsłonięcie. Córka artysty Eva Rubinstein nazywająca pomnik karykaturą Rubinsteina, wystosowała pisma protestacyjne do Urzędu Miasta Łodzi i Kancelarii Premiera RP, twierdząc, że forma pomnika i jego niska wartość artystyczna obraża pamięć artysty. Eva Rubinstein ze względu na obecność pomnika odmawiała przez 6 lat przyjazdu do Łodzi na uroczystości poświęcone swojemu ojcu. Wśród artystów ze środowiska plastycznego i muzycznego Łodzi, rzeźba również wywołała liczne kontrowersje. Istnieją plany aby usunąć istniejący pomnik i umieścić w jego miejscu bardziej wartościowe artystycznie dzieło.
A wieczorem, po intensywnym dniu czekał nas zasłużony restauracyjny relaks i imieniny Eli, które tak naprawdę wypadały 8 lipca. Obchodziliśmy je w bardzo klimatycznej włoskiej restauracji obwieszonej czaro-białymi scenami z włoskich filmów, o pięknej nazwie „Angelo” z podtytułem Specialità Italiane, którą przez pierwsze 10 lat prowadził Angelo Lombardi. Czy można się piękniej nazywać? Ktoś skomentował, że trafiamy na niebiańskie motywy w nazwach, bo było „Tutti Santi”, a teraz „Angelo” i w tej anielskiej restauracji jedliśmy absolutnie pyszne pizze.
Beatka odczytała wierszowany poemat Bożenki na cześć Eli i solenizantka była szczerze wzruszona, zwłaszcza, że została również obdarowana dwiema książkami, z czego jedna ucieszyła Elę kibickę piłkarską wyjątkowo „W krainie piłkarskich bogów. O Polakach w serie A” Piotra Dumanowskiego i Dominika Guziaka, bo to książka ukazująca fascynujący świat włoskiego futbolu. Pierwszym polskim nazwiskiem jakie znali wszyscy Włosi było Wojtyła, a drugim… Boniek. Podobno książka jest bardzo wciągająca.
Natomiast druga pozycja „Frassati Gawrońscy” Krystyny Kalinowskiej i Jacka Moskwy jest niezwykle ciekawą sagą rodzinną włosko-polską, której bohaterowie na przestrzeni lat spotykają Einsteina i Toscaniniego, Hitlera i Mussoliniego, koronowane głowy i wielokrotnie Jana Pawła II.
Dla Eli
Wesoła, szczęśliwa i z błyskiem w oku,
cierpliwa, życzliwa na każdym kroku.
Przytuli, pocieszy, przemilczy gdy trzeba,
kobieta – ideał, na drodze do nieba.
Kocha podróże, kino, słucha muzyki,
czyta prawie wszystko: od Camilleriego do liryki.
Thank you, спасибo, grazie, dziękuję,
w obcych językach Ela bryluje.
Skora do rozmów na różne tematy,
sport, zwłaszcza futbol to Eli klimaty.
W Arbelobello młodzież zagadała,
z wielkim zapałem o Piątku dyskutowała.
Od absolwentów laur na głowę przywdziała
i z wdziękiem do zdjęć pozowała.
Profesję ma ciężką, od bólu ratuje
i piękny uśmiech pacjentom funduje.
Chociaż współczująca i delikatna jest Ela,
to w gabinecie straciła niejednego przyjaciela.
Potrafi zaczepić panią i pana
i sama też lubi być zaczepiana.
Gdy pewnego razu do Antich trafiła,
młodego Włocha wzrokiem skusiła.
Nieświadomy konkurencji biedny chłopina
w duecie z Elą zaśpiewał “Marina”.
I chociaż bardzo się starał Bocchino
to jednak Elżbieta wystąpi na San Siro.
Kochana Elu w dniu Twego święta każdy
Italomaniak o Tobie pamięta.
Niech wiatr zawsze wieje Ci w plecy, a słońce świeci w twarz,
wszystkiego co najlepsze życzy Ci każdy z nas.
Te słowa spisane na papierze, płyną z głębi serc,
które kochają Cię szczerze
Italomaniacy
Niedziela powitała nas pięknym błękitem i słońcem i nadzieją na dobry wynik wyborczy, bo właśnie od głosowania przy ul. Narbutta zaczęliśmy nasz drugi dzień pobytu. Szczęście było blisko…
Zwiedzanie pięknej, secesyjnej Willi Kindermanna poprzedziło wprowadzenie nas przez Maję w temat, połączone z niespodzianką czyli losowaniem nazw zewnętrznych architektonicznych elementów, których mieliśmy szukać. Mnie przypadł w udziale krasnal atlant, którego Maja sama mi pokazała nie dając szans na znalezienie☺, za to Małgosia namęczyła się szukając wiewiórki i wciągając w tę zabawę grupę. To był świetny pomysł, lubimy niespodzianki i losowania!
Pałacyk Willa Kindermanna przy ul. Wólczańskiej 31/33 mieszczący Miejską Galerię Sztuki to perła architektury secesyjnej w Polsce i Europie, to przykład secesji w najpiękniejszej postaci.
Maja najpierw wprowadziła nas ogólnie w temat secesji, która z francuskiego sécession, a z łaciny secessio oznacza „odejście”, „oderwanie się”. Prąd ten stanowił rzeczywiście odejście od panującego przez wieki stylu klasycznego, zerwanie z akademickim przestrzeganiem norm i naśladownictwem dawnych epok. W sztuce europejskiej jest to styl ostatniego dziesięciolecia XIX wieku i pierwszego XX wieku, wpisany w szersze ramy modernizmu. Istotą secesji było dążenie do stylowej jedności sztuki łączącej działania w różnych jej dziedzinach, a w szczególności rzemiosła artystycznego, architektury wnętrz, rzeźby i grafiki. Charakterystycznymi cechami stylu secesyjnego są: płynne, faliste linie, ornamentacja abstrakcyjna bądź roślinna, inspiracje sztuką japońską, swobodne układy kompozycyjne, asymetria, płaszczyznowość i linearyzm oraz subtelna pastelowa kolorystyka.
We Francji i w krajach anglosaskich styl ten nazywany jest art nouveau, w Niemczech Jugendstil, w Austrii Sezession, we Włoszech stile floreale lub stile liberty, w Anglii Arts and Crafts Movement, a w Hiszpanii modernismo.
Apogeum popularności i możliwości stylu secesji przypadło na rok 1900 tj. światową wystawę w Paryżu. W różnych krajach wykształciły się narodowe odmiany stylu. W Polsce cechy secesji dostrzec można w dziełach Wyspiańskiego, Mehoffera, Ślewińskiego i rzeźbach Dunikowskiego. Najsłynniejszy przedstawiciel czeskiej secesji, Alfons Mucha wypracował własny styl, którego znakiem rozpoznawczym są grafiki kobiet w stylu belle epoque – wyidealizowane postacie pięknych kobiet otoczonych naręczem kwiatów i liści, symbolami i arabeskami. Secesja była obecna wszędzie – na europejskich dworcach kolejowych, w herbaciarniach, wielobranżowych domach handlowych i w domach prywatnych.
W 2006 r. Łódź jako jedyne polskie miasto przystąpiła do Seau Art Nouveau Network czyli związku miast secesyjnych założonego w 1999 r. z inicjatywy Helsinek, Barcelony, Glasgow, Budapesztu i Brukseli – miast mogących się poszczycić dużym bogactwem sztuki secesyjnej.
W 2015 roku Willa Kindermanna trafiła na światową listę Iconic Houses obejmującą najlepsze obiekty współczesnej architektury spełniające określone kryteria: znany architekt, który miał wpływ na architekturę XX wieku, remont, który nie ingeruje w architekturę budynku i przeznaczenie obiektu na cele publiczne. Istnieje idea promowana szczególnie przez łódzkich przewodników turystycznych, żeby w willi urządzić muzeum łódzkiej secesji, aż się prosi!
Elewacja budynku powstałego w latach 1902-1903, a zaprojektowanego przez jednego z wybitnych łódzkich architektów Gustawa Landau-Gutentegera, jest bogato zdobiona elementami roślinnymi typowymi dla secesji zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Do willi prowadzi wejście z portykiem kolumnowym w kształcie jabłoni i stąd jej nazwa – “willa pod jabłoniami”, ale mówi się też „willa Eiserta”. Emil Eisert był drugim mężem Laury Elizy wdowy po Leopoldzie Kindermannie (1869-1917), który pochodził z saksońskiej rodziny bawełnianych i wełnianych przemysłowców budujących fabryki w Łodzi. Ojciec Leopolda Franciszek Kindermann całkowicie się spolonizował natomiast jego synowie podkreślali swoje niemieckie pochodzenie.
Laura Eliza z d. Feder, podwójna wdowa, mieszkała w willi do 1945 r., podobnie jak jej córka Eleonora z mężem Karolem Steinertem w dobudowanej obok willi i dopiero nadejście Armii Czerwonej skłoniło je do wyjazdu do Niemiec.
Po wojnie w willi, która reprezentuje późniejszą secesję wiedeńską, mieściło się przedszkole, a w następnych latach przeprowadzono dwa poważne remonty ukończone w 2013 r. Budynek ma nieregularną bryłę, podkreśloną łamanym dachem. Cechuje go asymetria w zarysie planu, w kształtowaniu brył oraz rozmieszczeniu okien w fasadach. Okna wilii, zgodnie z założeniami architektury secesyjnej, mają różne kształty, nie ma dwóch identycznych, niektóre osłonięte są ozdobnymi kratami o falistych łukach. Pieczołowicie odnowione wnętrza, kryją autentyczne wyposażenie willi z początków jej istnienia. Jedynie żyrandole nie zachowały się, obecne są dziełem łódzkiego rzeźbiarza Michała Gałkiewicza i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie wielkie ilości widocznych żarówek, z których jedne były przezroczyste, a inne mleczne. Tak jakby pan Zdzisio zaopatrzeniowiec wkręcał co ma pod ręką 🙂 Natomiast wielką ozdobą willi są okna wypełnione pięknymi witrażami przez które przeświecało niedzielne słońce.
Biała Fabryka Geyera przy Piotrkowskiej 282 to najsłynniejsza z łódzkich zabytkowych fabryk. Ten okazały kompleks klasycystycznych budynków jest jednym z najpiękniejszych w Polsce zabytków architektury przemysłowej. Właśnie tutaj w 1839 fabrykant, przedsiębiorca-wizjoner, prężny działacz gospodarczy i społeczny Ludwik Geyer nazywany „królem perkalu”, uruchomił pierwszą w Królestwie Polskim maszynę parową. Nic więc dziwnego że w 1960 roku utworzono tu Centralne Muzeum Włókiennictwa, ale formalnie do 2002 r. najmłodsza i największa część fabryki była użytkowana przez Zakłady Przemysłu Bawełnianego „Eskimo”. Ludwik Geyer w swojej wszechstronnej działalności zbudował i uruchomił w Rudzie Pabianickiej nowoczesną cukrownię, tartak, cegielnię. Zajmował się także rolnictwem – na części swoich gruntów siał zboże, prowadził ogród warzywny i duży sad.
Na tyłach muzeum w 2008 roku powstał Skansen Architektury Drewnianej gdzie zgromadzono ocalone budynki z Łodzi i okolic. Niestety skansen od dwóch lat jest w remoncie więc zaglądaliśmy tylko przez kraty, ale jesienią ma zostać otwarty. Właśnie w jednym z domków skansenu przygotowywana jest wystawa poświęcona jednej z pasji Ludwika Geyera tj. barwierstwu, ponieważ przez wiele lat uprawiał też rośliny farbiarskie do barwienia tkanin.
Muzeum zwiedzaliśmy z przewodniczką w cenie biletów, ale w przeciwieństwie do świetnej pani Eli Pędziwiatr ufundowanej nam przez Joasię – bardzo dziękujemy!, ta młoda osoba mówiła bez większego zaangażowania i na różne zadawane pytania nie znała odpowiedzi, deklarowała, że sprawdzi, ale przecież już nie dla nas… Może dopiero zaczynała w zawodzie. Zwróciłam uwagę, że pani Ela mówiła o dwudziestu dwóch rzekach płynących pod Łodzią, a przewodniczka w Białej Fabryce o pięciu. Faktem jest, że przez Łódź nie przepływa żadna widoczna rzeka, ale miasto zawdzięczało swój rozwój właśnie wodzie, a konkretniej – strumieniom, strugom i źródłom, które biły w jej okolicach. Żaden przemysł nie potrzebuje tak dużych ilości wody jak tekstylny (farbowanie, bielenie, płukanie) i żaden też nie zatruwa jej równie szybko. Łódź była jedynym tak dużym miastem w Europie (ok. 350 tysięcy mieszkańców), które na początku XX wieku nie miało nie tylko kanalizacji, ale nawet bieżącego dostępu do czystej, pitnej wody! W 1900 roku Łódzka Komisja Wodno-Kanalizacyjna zwróciła się o pomoc do znanego nam Wiliama H. Lindleya, który opracował projekty systemów wodno-kanalizacyjnych.
Wracając zaś do zwiedzania to z przyczyn technicznych nie wszystkie części muzeum były dostępne, np. nie widzieliśmy jedenastu maszyn w ruchu w tkalni, a w “Kotłowni” wyłączone były wszystkie urządzenia dotykowe, ale za to trafiliśmy na 16. Międzynarodowe Triennale Tkaniny odbywające się pod hasłem „Przekraczanie granic” co było moim marzeniem od lat. Słowo triennale to termin zapożyczony z włoskiego i dosłownie oznacza trzyletni. Łódzkie Triennale odbywające się właśnie co trzy lata to najstarsza i największa w świecie specjalistyczna wystawa – konkurs współczesnej tkaniny artystycznej, z roku na rok ciesząca się większym zainteresowaniem. Impreza promuje współczesną sztukę tkaniny, coraz powszechniej nazywaną sztuką włókna.
Podziwialiśmy wyróżnione i nagrodzone prace artystów z różnych stron świata pokazujące tkaniny w zaskakujących aranżacjach jak. np. drzewo ze starych rękawiczek czy kamienie porośnięte mchem z włóczki. W Muzeum odbywają się też wyjątkowe czasowe wystawy np. „Christian Dior i ikony paryskiej mody z kolekcji Adama Leja” (2018), czy „Jerzy Antkowiak – Moda Polska” (2018/2019).
Ostatnim przystankiem naszej wyprawy była restauracja „U Mądzieli” granicząca z Muzeum, w której z inicjatywy Beatki zaczęliśmy tworzyć opisywane w relacji z Bończy wspólne dzieło, czyli piosenka dla Bożenki do melodii „Marina”. Ela co chwilę śpiewała sprawdzając rymy i rytmy, a bardzo sympatyczny młody kelner, którego ciocia jest właścicielką, zamiast nam pomagać w twórczości zaprezentował własną pianistyczną. „U Mądzieli” zjadłam jeden z najlepszych w moim życiu rosołów i to w olbrzymiej misce!
Na koniec chciałam podzielić się moim łódzkim odkryciem, na które trafiłam dopiero po powrocie. Otóż znalazłam zdjęcia bardzo oryginalnej instalacji pt. „Nostalgia” zamontowanej w ubiegłym roku na przystanku tramwajowym przy Teatrze Wielkim przy skrzyżowaniu ulic Narutowicza i Sterlinga. Ściany wiaty przystankowej zostały zastąpione szklanymi gablotami, w których znajduje się 36 różnobarwnych kompozycji florystycznych zatopionych w żywicy autorstwa studentki Łódzkiej ASP Dominiki Cebuli (nomen omen). Pomysł pojawił się z chęci przebywania blisko natury, kontrastu kolorowych kwiatów z betonowym miastem. Są tam niezapominajki, chabry, narcyzy, róże, eustomy, piwonie, bratki, forsycje, płomyki, goździki, frezje, różaneczniki, alstromerie, szafirki i stokrotki. Zachwyciłam się wyjątkowo tym projektem i może uda się go obejrzeć za rok. Powodów do powrotu jest więc dużo, ale przecież numer jeden to Il Volo, co prawda mało łódzkie, ale po koncercie będzie już dla nas bardzo łódzkie. Oby spełniły się nasze marzenia!
Przypisy
-
-
- Zdjęcie tytułowe – italomania.org
- https://dzienniklodzki.pl/historia-i-obyczaje-wiszace-szalasy-lodzi/ar/168844
- https://lodz.wyborcza.pl/lodz/7,35135,2883529.html
- https://www.tygodnikprzeglad.pl/lodz-miasto-kobiet/
- https://dobrewiadomosci.net.pl/42759-kwiaty-zatopione-w-zywicy-zamiast-reklam-w-lodzi-stanal-nietypowy-przystanek/
- https://lodz.travel/turystyka/co-zobaczyc/ksiezy-mlyn/
- https://www.elle.pl/decoration/artykul/pomnik-jednorozca-stanal-w-lodzi-190611114849
- http://miastol.pl/sensacyjna-historia-lodzkiej-wody/
- http://miejmiejsce.com/miasto/wielokulturowa-lodz-dawniej-i-dzis/
- http://baedekerlodz.blogspot.com/2014/10/willa-leopolda-kindermanna-zwana-willa.html
- https://www.podrozepoeuropie.pl/ulica-piotrkowska-lodz/
- http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/17393,lodz-palac-juliusza-kindermanna.html
- https://www.wikifox.org/pl/wiki/Antonio_Salviati
-
Oooooooch! Basiu!!! Znowu “odwaliłaś kawał dobrej roboty”!!!! Jestem pod wielkim wrażeniem Twojego artykułu!!! Późno go odkryłam (bo powiadomienia newsletterowego szukałam pod innym adresem mailowym ;( ) , gdy przeczytałam po raz pierwszy, to było już za późno, by pisać komentarz, a przez kolejne dni miałam problem z logowaniem. Jakże było mi miło ponownie przeżyć te dwa wyjątkowe dni!!! Znakomicie oddałaś, Basiu, klimat tego miasta i atmosferę naszego wypadu, bo piszesz bardzo osobiście, co dodatkowo ubarwia i ociepla całą relację 🙂 Że Łódź niezwykłym miastem jest, to wiedziałam, że Łódź z Italomanią MAGICZNYM miastem jest, tego dowiedziałam się w lipcu 😀 Mam nadzieję, że przyszłoroczny wypad z okazji koncertu naszego ukochanego IL VOLO dopełni obrazu i dostarczy wrażeń jeszcze silniejszych!!! 😀
P.S. 1 Basiu, ciągle mam wyrzuty sumienia, że pozbawiłam Cię radości odkrycia Krasnala-Atlanta … 🙁 Przepraszam!!! Zadziałałam szybciej, niż pomyślałam 🙁 Nie mam pojęcia, jak zdołam się zrehabilitować … :/
P.S. 2 Wychodząc z pizzerii ANGELO po imieninowej kolacji Eli, jakoś trochę zainspirowana przez Małgosię, która roztrząsała wymowę gn i ng w j. włoskim, dokonałam odkrycia! ANGELO czytane wspak brzmi po polsku OLENIA, czyli…. no, rozumiecie, pod postacią mojej Wnuczki Oleńki przybył do rodziny… ANIOŁEK!!! 😀